niedziela, 7 sierpnia 2016

Diabelski trening Jakuba Bednaruka

Po hali niosły się odgłosy odbijanych piłek i głosy grupy mężczyzn. Trwał właśnie jeden z pierwszych treningów warszawskiej drużyny, nic więc dziwnego, że panowało lekkie zamieszanie.

Jakub Bednaruk przechadzał się po boisku obserwując pracę swoich podopiecznych. Był zadowolony i optymistycznie nastawiony do nadchodzących rozgrywek, a dodatkową radość sprawiała mu świadomość, że istnieje spora szansa, że będzie znał imiona wszystkich zawodników jeszcze przed sylwestrem.

Uśmiechnął się pod nosem, widząc jak Andrzej przekomarza się wesoło z Jankiem. Chciał do nich podejść, by pogonić ich do pracy, ale coś mu w tym przeszkodziło. Mianowicie była to dziura bez dna w parkiecie, która ni stąd ni zowąd pojawiła się pod trenerem. Ten krzyknął przeraźliwie, machnął parę razy rękoma, próbując złapać równowagę, ale i tak wpadł do środka.

Dziura zniknęła, a razem z nią Jakub Bednaruk.

Siatkarze zostali sami.

***

Czuł się trochę jak na zjeżdżalni w parku wodnym. Jechał z zawrotną prędkością ciemnym, ciasnym tunelem i jedyne co mógł robić to wrzeszczeć jak mała dziewczynka. Nie miał pojęcie dokąd jedzie ani czyja to sprawka, ale obiecał sobie, że jak tylko to się skończy, to ukatrupi tego zawodnika, który był pomysłodawcą.

W końcu jednak zobaczył na końcu tunelu światło. Chwilę później jazda się skończyła, a on z hukiem spadł na skórzany fotel, stojący przy wielki, drewnianym biurku. Jęknął z bólu i rozejrzał się wokół. Znajdował się w jakimś niewielkim, ciemnym pomieszczeniu, w którym jedynym źródłem światłą były dwie lampy w kształcie czaszek, podwieszone pod sufitem. Naprzeciwko trenera siedział… Kuba Bednaruk.

A dokładniej był to człowiek bliźniaczo do niego podobny. Jedyne co ich różniło to diabelskie rogi, wystające z głowy, długi czerwony ogon i ostre widły oparte o blat biurka. Prawdziwy Kuba nie posiadał tego wszystkiego, siedzący przed nim mężczyzna owszem.

– Nareszcie jesteś – burknął nieznajomy, nie odrywając wzroku od przeglądanych dokumentów.

– No jestem – Bednaruk wzruszył ramionami – pytanie tylko, gdzie jestem?

– Nazywasz się Jakub Bednaruk, prawda? – zapytał ten drugi, na chwilę podnosząc wzrok.

Kuba przytaknął szybko.

– To dobrze.Bałem się, że ściągnęli nie tego co trzeba.

– Ale, że niby gdzie ściągnęli?! – Trener był już naprawdę zirytowany i zdenerwowany. – Czy mógłby mi pan łaskawie wyjaśnić, gdzie ja do cholery jestem, dlaczego tu jestem i kim pan jest?! I dlaczego wygląda pan jak ja?!

Nieznajomy przewrócił oczami, odchylił się na krześle i nacisnął jakiś przycisk pod blatem, a z sufitu poleciało czerwone konfetti.

– Witamy w piekle – powiedział, uśmiechając się sztucznie.

– Ale jak to w piekle?! – Kuba był jeszcze bardziej zszokowany niż na początku spotkania.

– No normalnie – prychnął drugi mężczyzna. – Ja jestem Lucyfer, szef tego całego przybytku. Ściągnąłem cię tutaj, bo musisz mnie zastąpić, na jakieś – policzył szybko na palcach – cztery godziny, trzydzieści dwie minuty i szesnaście sekund.

Bednaruk popatrzyła na niego jak na wariata. Przecież to wszystko było zupełnie, ale zupełnie nie możliwe. Był święcie przekonany, że to tylko głupi żart któregoś siatkarza i zaraz cała banda, wyskoczy skądś by się z niego ponaśmiewać.

Widząc taką reakcję, Lucyfer tylko westchnął z irytacją po czym nacisnął kolejny przycisk. Podłoga i ściany wokół nich zniknęły, ukazując dość ciekawy widok.

Okazało się, ze siedzą w przeźroczystym boksie, kilkadziesiąt metrów nad ziemią. Pod nimi rozciągała się olbrzymia hala, wypełniona różnymi dziwnymi machinami. Przy każdej machinie stało przynajmniej dwóch diabłów, a na samym urządzeniu leżał jakiś człowiek.

– Proszę, o to nasza sala tortur – wyjaśnił Lucyfer. – Kiedyś mieliśmy tylko kotły z wrzącą wodą, ale potem dostaliśmy dofinansowanie od tych z góry i proszę bardzo – machiny tortur z prawdziwego zdarzenia! Ich wielką zaletą jest to, ze możemy regulować poziom bólu. Więc jeśli ktoś był tylko trochę bardziej zły niż dobry, to będzie go mniej bolało, niż takiego, który był bardzo, ale to bardzo zły.

– No dobrze – powiedział powoli Jakub, próbując przyswoić wszystkie informacje. – To powiedz mi jeszcze raz, co ja tu robię?

Lucyfer znów przewrócił oczami.

– Musisz mnie zastąpić – wyjaśnił. – Jak pewnie zauważyłeś jesteśmy bliźniaczo podobni. Ubierzesz to – wyjął z szuflady plastikowe rogi i ogon – i posiedzisz w biurze przez kilka godzin, a ja w tym czasie załatwię pewną sprawę. Okej?

– A dlaczego niby mam to zrobić? – zapytał Bednaruk, krzyżując ręce na piersi. – Zresztą nie możesz sobie po prostu wyjść? Przecież jesteś tu szefem!

– Nie mogę – westchnął diabeł. – Paru takich, tam na dole, chce przejąć władzę i tylko czekają aż mnie gdzieś wywieje. Dlatego ściągnąłem ciebie.

– A jeśli się nie zgodzę? – dopytywał Kuba.

Lucyfer uśmiechnął się chytrze i tupnął noga o przeźroczystą podłogę.

– To wtedy wylądujesz na jednej z naszych maszynek – powiedział.

Jakub przełknął głośno ślinę. Nie tak widział swoją przyszłość.

– Dobrze – zgodził się w końcu. – Zastąpię cię.

Lucyfer uśmiechnął się triumfem.
***

Andrzej spojrzał na Samika. Samik spojrzał na Pawła. Paweł spojrzał na Andrzej.

– To… co robimy? – zapytał Guillaume. Siedzieli w trójkę w szatni i próbowali dojść do tego, co stało się z ich trenerem.

– Ja nie wiem – Wrona wzruszył ramionami – to wy tu jesteście ci starzy i mądrzy.

– Ja ci dam starzy – warknął Guma, ale zaraz się opanował – Zacznijmy od przeszukania całej hali, może to tylko żart i po prostu Kuba gdzieś się ukrywa.

– Myślisz, że on byłby zdolny do wykręcenia nam takiego numeru? – zwątpił Andrzej.

– A masz lepszy pomysł – prychnął Zagumny. – Zbierzcie resztę chłopaków, trzeba jak najszybciej zabrać się do pracy.

– Jak okaże się, ze to żart, to obiecuję, ze urwę mu głowę – mruknął pod nosem Samik.

***

Kuba Bednaruk siedział sobie spokojnie w gabinecie Lucyfera i nerwowo stukał palcami o blat biurka. Nudziło mu się koszmarnie, a dodatkowo sztuczny ogon okropnie wbijał mu się w tyłek.

– Ale przynajmniej mam fajną zabawkę – powiedział sam do siebie, przekładając z dłoni do dłoni ogromne widły.

W tym momencie drzwi do pomieszczenia otworzyły się z hukiem, a do środka wpadły dwa diabły. Obydwa były nieduże, ich głowy były zupełne łyse, ale różniły się tym, ze jeden był chudy jak szczapa, a drugi gruby jak beczka.

– Szefie! – ten pierwszy podbiegł do trenera. – Bo na dole się dziwne rzeczy dzieją! – wskazał na podłogę.

– Niby jakie… y… – Kuba zerknął na tabliczkę przypiętą do piersi diabła – Panik?

Kto nadaje diabłom takie beznadziejne imion, pomyślał.

– Diabły twierdzą, ze im się nudzi! – krzyknął przerażony Panik.

– Grożą, że jak szef nie zapewni im rozrywki, to się zbuntują – dodał jego kolega, na którego tabliczce widniało imię Ból.

– Panik i Ból, po prostu super – mruknął pod nosem Bednaruk. – Czyli potrzebują czegoś co zajmie ich czas? – zapytał, starając się grać na zwłokę. Musiał szybko coś wymyśleć, bo doskonale wiedział, ze jeśli podstęp Lucyfera się wyda, to wyląduje na magicznej maszynce tortu.

– Dokładnie! – przytaknęły obydwa diabły.

– No dobrze… – Kuba splótł dłonie i zamyślił się. Co jest na tyle interesujące, by zająć takie stworzenia…?

Nagle wpadł na pomysł wręcz genialny i świetny. Przecież była pewna aktywność, którą mógł ich nauczyć.

– Niech więc zagrają w siatkówkę – powiedział, odchylając się na krześle.

– W siatkówkę?– zdziwił się Ból.

– Ale przecież my nie potrafimy grać w siatkówkę – zdenerwował się Panik. – Nie pamięta szef jak kilka lat temu próbowaliśmy grać z niebiańską drużyną Wagnera. Wrypali nam trzy do zera! W żadnym secie nie zdobyliśmy nawet piętnastu punktów.

– No to chyba czas by się zrewanżować – Kuba uśmiechnął się chytrze. Zaraz jednak zdał sobie sprawę z tego, że sam ich wszystkiego nie nauczy, potrzebuje pomocy. – Ból – zwrócił się do diabła – idź przygotować boisko – Ból wybiegł szybko z gabinetu. – Panik, ty za to musisz mi troszeczkę pomóc. Wiesz, tyle tysięcy lat już egzystuje – zaczął, starając się nie zdradzić swojej prawdziwej tożsamości – pamięć już trochę mnie zawodzi. Powiedz mi więc, jak mogę sprowadzić tutaj jakiegoś śmiertelnika?

– No normalnie. – Panik wzruszył ramionami. – Naciska pan ten przycisk – nacisnął jeden z guzików i na biurku pojawił się nieduży laptop – a potem szuka pan w wyszukiwarce odpowiedniej osoby i wybiera pan opcje „ściągnij” – wyjaśnił.

– Dziękuję ci, Panik – Kuba uśmiechnął się, ale wyszło mu to dość przerażająco, jak na podrobionego Lucyfera przystało. – Teraz możesz iść pomóc koledze.

Panik zasalutował i spanikowany wybiegł z gabinetu.

– No dobrze – Bednaruk pochylił się nad komputerem – pora by chłopaki trochę pomogli ukochanemu trenerowi.

***

                Paweł, Samik, Andrzej, Janek, Michał i Łukasz szli korytarzem hali. Szli powoli, rozglądając się uważnie i szukając zagubionego trenera. Nie wiele o jednak dało, bo Jakuba Bednaruka nigdzie nie było.

– Przecież nie mógł tak po prostu zniknąć – zezłościł się Łapa.

– On jest zdolny do czegoś takiego – mruknął Guma.

Łukasz chciał coś odpowiedzieć, ale w tym momencie podłoga po nimi nagle zniknęła, a oni wpadli do ogromnej dziury. Wrzask sześciu mężczyzn poniósł się po całym budynku, gdy zaczęli z zawrotną prędkością jechać ciemnym tunelem. Żaden nie wiedział co się dzieje i jedyne co mogli robić, to poddawać się okrutnej sile grawitacji.

W końcu jednak okropna podróż się skończył, a oni wylądowali na czymś co przypominało boisko do siatkówki. Była tu siatka i odpowiednio namalowane linie, ale wokół zamiast trybun były tylko ogromne połacie czerwonej ziemi. Śmierdziało siarką, a co pewien czas z któregoś z kraterów, unosił się obłok czerwonego dymu.

– Jesteśmy na Marsie? – zapytał zdezorientowany Janek, masując obolałą głowę.

– Nie na Marsie tylko w piekle.

Cała szóstka odwróciła, słysząc tak dobrze znany głos. Za nimi stał nie kto inny tylko Jakub Bednaruk we własnej osobie.

– W piekle? – zdziwił się Wrona. – A co my niby robimy w piekle?

Kuba westchnął głęboko i zaczął wyjaśniać.

– Wrobili mnie w posadę fałszywego Lucyfera, dlatego mam te rogi i ogon – tłumaczył. – Ściągnąłem was tutaj, bo trzeba nauczyć tamtą bandę grać w siatkówkę – wskazał na stojący w oddali, tłum diabłów. – Macie mi pomóc, a za jakieś dwie godziny pojawi się prawdziwy Lucek i nas stąd wyciągnie.

Siatkarze patrzyli na niego zszokowani. Jakoś nie bardzo chciało im się wierzyć w to co usłyszeli. Janek nawet uszczypnął się w ramię, sprawdzając czy to nie sen.

– Nie, to nie sen – stwierdził, krzywiąc się z bólu.

Zagumny przewrócił oczami i jak pierwszy podniósł się z ziemi.

– Chyba nie mamy innego wyjścia – wzruszył ramionami. – Musimy nauczyć diabły grać w siatkówkę.

Bendaruk uśmiechnął się z trumfem po czym machnął ręką na grupę demonów. Zaraz teren wokół nich zapełnił się przynajmniej pięćdziesiątką diabłów, różnej wielkości i płci. Wszystkie przekrzykiwały się, próbując dowiedzieć się co będą robić.

– Drogie diabły! – krzyknął Kuba, uciszając zgraję. – Ci panowie – wskazał na swoich zawodników – są tutaj, by nauczyć was grać. Słuchajcie ich, a wtedy wasze umiejętności zdecydowanie się poprawią.

                Paweł i Samik wymienili znaczące spojrzenia po czym chwycili, pałętające się pod nogami piłki i jako piersi zaczęli zajęcia.

                Przez kolejne dwie godziny siatkarze uczyli podzielone na grupy diabły, przekazując im wszystko to co sami umieli. Okazało się, że mają do czynienia z uczniami wyjątkowo pojętnymi i chętnymi do nauki. Piłki śmigały z zawrotną prędkością śmigały nad ich głowami, a Kuba przechadzał się między poszczególnymi stanowiskami, monitorując pracę.

                Jedynie imiona podopiecznych, sprawiały zawodnikom pewne problemy.

                Były bowiem dość śmieszne.

                – Rzeżączka na zagrywce, przyjmuje Trucizna, Wypadek wystawia do Przypadku – komentował Michał, kiedy pod sam koniec zajęć rozgrywali turniej kontrolny.

                W momencie kiedy Przypadek już miał atakować, nagle wszystkie diabły zamarły. Ale zamarły dosłownie, po prostu przestały się ruszać, jakby ktoś zatrzymał dla nich czas.

                – To dziwne – mruknął Andrzej, machając ręką przed oczami jednego z demonów.

                – Nie mogą mnie widzieć, więc ich zatrzymałem. – Nagle na środku boiska pojawił się Lucyfer. – Dobrze się spisałeś, Jakubie – zwrócił się do Bednaruka. – W nagrodę otrzymasz ode mnie mały prezent – w jego dłoni pojawiła się mała figurka, przedstawiająca trenera w przebraniu diabła.

                – Dziękuję – powiedział niepewnie Kuba. – Czy teraz możemy wrócić do domu? – zapytał z nadzieją.

                – Owszem, możecie – westchnął zrezygnowany Lucyfer. Następnie klasnął gwałtownie, a nad ich głowami pojawił się ogromny wir. – To wasza droga do domu! – powiedział, przekrzykując gwałtowny wiatr, który się zebrał.

                Siatkarze i trener zostali gwałtownie oderwani od ziemi i w akompaniamencie wrzasków i krzyków, wciągnięci do wiru. Znów lecieli przez ciemny, ciasny tunel, który kończył się dopiero w ich hali.

                – Czy te lądowania nie mogłyby być przyjemniejsze? – zapytał Samik, masując poturbowane pośladki.  

                – Jak widać Lucyferowi nie zależy na twoim tyłku – odpowiedział Guma. Następnie wziął do ręki figurkę Bednaruka i przyjrzał jej się uważnie. – „Dla najbardziej diabelskiego trenera na ziemi.” – przeczytał napis na tabliczce, przyczepionej do posążka. – Można postawić w z gablotce z trofeami – stwierdził. – W końcu to święta prawda.




Miało być o Oskarze Kaczmarczyku, jest o Jakubie Bednaruk. Zupełnie nie wiem dlaczego, ale jakoś tak wyszło. Powiem szczerze, że miałam niezły ubaw pisząc tę miniaturkę i mam nadzieje, że i wam się podoba. Napiszcie co o niej sądzicie, bo jak nie to…

Źródło


Dobra, nic wam nie zrobię, zbyt was kocham.

Arrivederci!


3 komentarze:

  1. Uśmiałam się z imion tych diabłów!
    Słuchaj i nie owijajmy w bawełne. Wyszło Ci to zajebiście i czekam na takich wiecej.
    Pozdrawiam i do napisania

    OdpowiedzUsuń
  2. Brzuch mni boli ze śmiechu. To było genialne. Koniecznie więcej takich! :D
    Zapraszam do mojej skromnej osóbki. Może nie tak, że łzy są w oczach z śmiechu ale zawsze coś
    http://lifelikestoplaytricks.blogspot.com/?

    Tak w ogóle to dziękuję. Dzięki Tobie nie mam już doła! :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetna! Genialna! Najlepsza! Chyba nie można użyć innych przymiotników do opisania tej miniaturki. Bardzo przyjemnie mi się ją czytało i cały czas się śmiałam :) Kuba idealnie poradził sobie w roli Lucyfera (chyba siatkarze powinni zacząć się go bać) No i świetnym pomysłem było to, aby nauczyć diabłów gry w siatkówkę. Jeszcze parę treningów i może wygraliby nawet z niebiańską drużyną Wagnera ;)(Co ja mówię, niebiańskiej drużyny Wagnera nikt nigdy nie pokona) Czy już Ci kiedyś wspominałam, że uwielbiam Twój styl pisania i Twoje poczucie humoru? No to powiem jeszcze raz! Piszesz świetnie i dzięki Twoim opowiadaniom zawsze mogę się uśmiechnąć :)
    Czekam na więcej takich zakręconych miniaturek :D
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń