Po hali niosły
się odgłosy odbijanych piłek i głosy grupy mężczyzn. Trwał właśnie jeden z
pierwszych treningów warszawskiej drużyny, nic więc dziwnego, że panowało
lekkie zamieszanie.
Jakub Bednaruk przechadzał się po
boisku obserwując pracę swoich podopiecznych. Był zadowolony i optymistycznie
nastawiony do nadchodzących rozgrywek, a dodatkową radość sprawiała mu
świadomość, że istnieje spora szansa, że będzie znał imiona wszystkich zawodników
jeszcze przed sylwestrem.
Uśmiechnął się
pod nosem, widząc jak Andrzej przekomarza się wesoło z Jankiem. Chciał do nich
podejść, by pogonić ich do pracy, ale coś mu w tym przeszkodziło. Mianowicie
była to dziura bez dna w parkiecie, która ni stąd ni zowąd pojawiła się pod
trenerem. Ten krzyknął przeraźliwie, machnął parę razy rękoma, próbując złapać
równowagę, ale i tak wpadł do środka.
Dziura zniknęła, a razem z nią
Jakub Bednaruk.
Siatkarze zostali sami.
***
Czuł się
trochę jak na zjeżdżalni w parku wodnym. Jechał z zawrotną prędkością ciemnym,
ciasnym tunelem i jedyne co mógł robić to wrzeszczeć jak mała dziewczynka. Nie
miał pojęcie dokąd jedzie ani czyja to sprawka, ale obiecał sobie, że jak tylko
to się skończy, to ukatrupi tego zawodnika, który był pomysłodawcą.
W końcu jednak
zobaczył na końcu tunelu światło. Chwilę później jazda się skończyła, a on z
hukiem spadł na skórzany fotel, stojący przy wielki, drewnianym biurku. Jęknął
z bólu i rozejrzał się wokół. Znajdował się w jakimś niewielkim, ciemnym
pomieszczeniu, w którym jedynym źródłem światłą były dwie lampy w kształcie
czaszek, podwieszone pod sufitem. Naprzeciwko trenera siedział… Kuba Bednaruk.
A dokładniej
był to człowiek bliźniaczo do niego podobny. Jedyne co ich różniło to
diabelskie rogi, wystające z głowy, długi czerwony ogon i ostre widły oparte o
blat biurka. Prawdziwy Kuba nie posiadał tego wszystkiego, siedzący przed nim
mężczyzna owszem.
– Nareszcie
jesteś – burknął nieznajomy, nie odrywając wzroku od przeglądanych dokumentów.
– No jestem –
Bednaruk wzruszył ramionami – pytanie tylko, gdzie jestem?
– Nazywasz się
Jakub Bednaruk, prawda? – zapytał ten drugi, na chwilę podnosząc wzrok.
Kuba przytaknął
szybko.
– To dobrze.Bałem
się, że ściągnęli nie tego co trzeba.
– Ale, że niby
gdzie ściągnęli?! – Trener był już naprawdę zirytowany i zdenerwowany. – Czy mógłby
mi pan łaskawie wyjaśnić, gdzie ja do cholery jestem, dlaczego tu jestem i kim
pan jest?! I dlaczego wygląda pan jak ja?!
Nieznajomy
przewrócił oczami, odchylił się na krześle i nacisnął jakiś przycisk pod
blatem, a z sufitu poleciało czerwone konfetti.
– Witamy w
piekle – powiedział, uśmiechając się sztucznie.
– Ale jak to w
piekle?! – Kuba był jeszcze bardziej zszokowany niż na początku spotkania.
– No normalnie
– prychnął drugi mężczyzna. – Ja jestem Lucyfer, szef tego całego przybytku.
Ściągnąłem cię tutaj, bo musisz mnie zastąpić, na jakieś – policzył szybko na
palcach – cztery godziny, trzydzieści dwie minuty i szesnaście sekund.
Bednaruk
popatrzyła na niego jak na wariata. Przecież to wszystko było zupełnie, ale zupełnie
nie możliwe. Był święcie przekonany, że to tylko głupi żart któregoś siatkarza
i zaraz cała banda, wyskoczy skądś by się z niego ponaśmiewać.
Widząc taką
reakcję, Lucyfer tylko westchnął z irytacją po czym nacisnął kolejny przycisk.
Podłoga i ściany wokół nich zniknęły, ukazując dość ciekawy widok.
Okazało się,
ze siedzą w przeźroczystym boksie, kilkadziesiąt metrów nad ziemią. Pod nimi
rozciągała się olbrzymia hala, wypełniona różnymi dziwnymi machinami. Przy
każdej machinie stało przynajmniej dwóch diabłów, a na samym urządzeniu leżał
jakiś człowiek.
– Proszę, o to
nasza sala tortur – wyjaśnił Lucyfer. – Kiedyś mieliśmy tylko kotły z wrzącą
wodą, ale potem dostaliśmy dofinansowanie od tych z góry i proszę bardzo –
machiny tortur z prawdziwego zdarzenia! Ich wielką zaletą jest to, ze możemy
regulować poziom bólu. Więc jeśli ktoś był tylko trochę bardziej zły niż dobry,
to będzie go mniej bolało, niż takiego, który był bardzo, ale to bardzo zły.
– No dobrze –
powiedział powoli Jakub, próbując przyswoić wszystkie informacje. – To powiedz
mi jeszcze raz, co ja tu robię?
Lucyfer znów
przewrócił oczami.
– Musisz mnie
zastąpić – wyjaśnił. – Jak pewnie zauważyłeś jesteśmy bliźniaczo podobni.
Ubierzesz to – wyjął z szuflady plastikowe rogi i ogon – i posiedzisz w biurze przez
kilka godzin, a ja w tym czasie załatwię pewną sprawę. Okej?
– A dlaczego
niby mam to zrobić? – zapytał Bednaruk, krzyżując ręce na piersi. – Zresztą nie
możesz sobie po prostu wyjść? Przecież jesteś tu szefem!
– Nie mogę –
westchnął diabeł. – Paru takich, tam na dole, chce przejąć władzę i tylko
czekają aż mnie gdzieś wywieje. Dlatego ściągnąłem ciebie.
– A jeśli się
nie zgodzę? – dopytywał Kuba.
Lucyfer
uśmiechnął się chytrze i tupnął noga o przeźroczystą podłogę.
– To wtedy wylądujesz
na jednej z naszych maszynek – powiedział.
Jakub
przełknął głośno ślinę. Nie tak widział swoją przyszłość.
– Dobrze –
zgodził się w końcu. – Zastąpię cię.
Lucyfer
uśmiechnął się triumfem.
***
Andrzej
spojrzał na Samika. Samik spojrzał na Pawła. Paweł spojrzał na Andrzej.
– To… co
robimy? – zapytał Guillaume. Siedzieli w trójkę w szatni i próbowali dojść do
tego, co stało się z ich trenerem.
– Ja nie wiem –
Wrona wzruszył ramionami – to wy tu jesteście ci starzy i mądrzy.
– Ja ci dam
starzy – warknął Guma, ale zaraz się opanował – Zacznijmy od przeszukania całej
hali, może to tylko żart i po prostu Kuba gdzieś się ukrywa.
– Myślisz, że
on byłby zdolny do wykręcenia nam takiego numeru? – zwątpił Andrzej.
– A masz
lepszy pomysł – prychnął Zagumny. – Zbierzcie resztę chłopaków, trzeba jak
najszybciej zabrać się do pracy.
– Jak okaże
się, ze to żart, to obiecuję, ze urwę mu głowę – mruknął pod nosem Samik.
***
Kuba Bednaruk
siedział sobie spokojnie w gabinecie Lucyfera i nerwowo stukał palcami o blat
biurka. Nudziło mu się koszmarnie, a dodatkowo sztuczny ogon okropnie wbijał mu
się w tyłek.
– Ale
przynajmniej mam fajną zabawkę – powiedział sam do siebie, przekładając z dłoni
do dłoni ogromne widły.
W tym momencie
drzwi do pomieszczenia otworzyły się z hukiem, a do środka wpadły dwa diabły.
Obydwa były nieduże, ich głowy były zupełne łyse, ale różniły się tym, ze jeden
był chudy jak szczapa, a drugi gruby jak beczka.
– Szefie! –
ten pierwszy podbiegł do trenera. – Bo na dole się dziwne rzeczy dzieją! –
wskazał na podłogę.
– Niby jakie… y…
– Kuba zerknął na tabliczkę przypiętą do piersi diabła – Panik?
Kto nadaje
diabłom takie beznadziejne imion, pomyślał.
– Diabły
twierdzą, ze im się nudzi! – krzyknął przerażony Panik.
– Grożą, że
jak szef nie zapewni im rozrywki, to się zbuntują – dodał jego kolega, na
którego tabliczce widniało imię Ból.
– Panik i Ból,
po prostu super – mruknął pod nosem Bednaruk. – Czyli potrzebują czegoś co
zajmie ich czas? – zapytał, starając się grać na zwłokę. Musiał szybko coś
wymyśleć, bo doskonale wiedział, ze jeśli podstęp Lucyfera się wyda, to
wyląduje na magicznej maszynce tortu.
– Dokładnie! –
przytaknęły obydwa diabły.
– No dobrze… –
Kuba splótł dłonie i zamyślił się. Co jest na tyle interesujące, by zająć takie
stworzenia…?
Nagle wpadł na
pomysł wręcz genialny i świetny. Przecież była pewna aktywność, którą mógł ich
nauczyć.
– Niech więc
zagrają w siatkówkę – powiedział, odchylając się na krześle.
– W siatkówkę?–
zdziwił się Ból.
– Ale przecież
my nie potrafimy grać w siatkówkę – zdenerwował się Panik. – Nie pamięta szef
jak kilka lat temu próbowaliśmy grać z niebiańską drużyną Wagnera. Wrypali nam
trzy do zera! W żadnym secie nie zdobyliśmy nawet piętnastu punktów.
– No to chyba
czas by się zrewanżować – Kuba uśmiechnął się chytrze. Zaraz jednak zdał sobie
sprawę z tego, że sam ich wszystkiego nie nauczy, potrzebuje pomocy. – Ból –
zwrócił się do diabła – idź przygotować boisko – Ból wybiegł szybko z gabinetu.
– Panik, ty za to musisz mi troszeczkę pomóc. Wiesz, tyle tysięcy lat już
egzystuje – zaczął, starając się nie zdradzić swojej prawdziwej tożsamości –
pamięć już trochę mnie zawodzi. Powiedz mi więc, jak mogę sprowadzić tutaj
jakiegoś śmiertelnika?
– No
normalnie. – Panik wzruszył ramionami. – Naciska pan ten przycisk – nacisnął jeden
z guzików i na biurku pojawił się nieduży laptop – a potem szuka pan w
wyszukiwarce odpowiedniej osoby i wybiera pan opcje „ściągnij” – wyjaśnił.
– Dziękuję ci,
Panik – Kuba uśmiechnął się, ale wyszło mu to dość przerażająco, jak na
podrobionego Lucyfera przystało. – Teraz możesz iść pomóc koledze.
Panik
zasalutował i spanikowany wybiegł z gabinetu.
– No dobrze –
Bednaruk pochylił się nad komputerem – pora by chłopaki trochę pomogli
ukochanemu trenerowi.
***
Paweł,
Samik, Andrzej, Janek, Michał i Łukasz szli korytarzem hali. Szli powoli, rozglądając
się uważnie i szukając zagubionego trenera. Nie wiele o jednak dało, bo Jakuba
Bednaruka nigdzie nie było.
– Przecież nie
mógł tak po prostu zniknąć – zezłościł się Łapa.
– On jest
zdolny do czegoś takiego – mruknął Guma.
Łukasz chciał
coś odpowiedzieć, ale w tym momencie podłoga po nimi nagle zniknęła, a oni
wpadli do ogromnej dziury. Wrzask sześciu mężczyzn poniósł się po całym
budynku, gdy zaczęli z zawrotną prędkością jechać ciemnym tunelem. Żaden nie
wiedział co się dzieje i jedyne co mogli robić, to poddawać się okrutnej sile
grawitacji.
W końcu jednak
okropna podróż się skończył, a oni wylądowali na czymś co przypominało boisko
do siatkówki. Była tu siatka i odpowiednio namalowane linie, ale wokół zamiast
trybun były tylko ogromne połacie czerwonej ziemi. Śmierdziało siarką, a co
pewien czas z któregoś z kraterów, unosił się obłok czerwonego dymu.
– Jesteśmy na
Marsie? – zapytał zdezorientowany Janek, masując obolałą głowę.
– Nie na
Marsie tylko w piekle.
Cała szóstka
odwróciła, słysząc tak dobrze znany głos. Za nimi stał nie kto inny tylko Jakub
Bednaruk we własnej osobie.
– W piekle? –
zdziwił się Wrona. – A co my niby robimy w piekle?
Kuba westchnął
głęboko i zaczął wyjaśniać.
– Wrobili mnie
w posadę fałszywego Lucyfera, dlatego mam te rogi i ogon – tłumaczył. –
Ściągnąłem was tutaj, bo trzeba nauczyć tamtą bandę grać w siatkówkę – wskazał na
stojący w oddali, tłum diabłów. – Macie mi pomóc, a za jakieś dwie godziny
pojawi się prawdziwy Lucek i nas stąd wyciągnie.
Siatkarze
patrzyli na niego zszokowani. Jakoś nie bardzo chciało im się wierzyć w to co
usłyszeli. Janek nawet uszczypnął się w ramię, sprawdzając czy to nie sen.
– Nie, to nie
sen – stwierdził, krzywiąc się z bólu.
Zagumny
przewrócił oczami i jak pierwszy podniósł się z ziemi.
– Chyba nie
mamy innego wyjścia – wzruszył ramionami. – Musimy nauczyć diabły grać w
siatkówkę.
Bendaruk uśmiechnął
się z trumfem po czym machnął ręką na grupę demonów. Zaraz teren wokół nich
zapełnił się przynajmniej pięćdziesiątką diabłów, różnej wielkości i płci.
Wszystkie przekrzykiwały się, próbując dowiedzieć się co będą robić.
– Drogie
diabły! – krzyknął Kuba, uciszając zgraję. – Ci panowie – wskazał na swoich
zawodników – są tutaj, by nauczyć was grać. Słuchajcie ich, a wtedy wasze umiejętności
zdecydowanie się poprawią.
Paweł
i Samik wymienili znaczące spojrzenia po czym chwycili, pałętające się pod
nogami piłki i jako piersi zaczęli zajęcia.
Przez
kolejne dwie godziny siatkarze uczyli podzielone na grupy diabły, przekazując
im wszystko to co sami umieli. Okazało się, że mają do czynienia z uczniami
wyjątkowo pojętnymi i chętnymi do nauki. Piłki śmigały z zawrotną prędkością
śmigały nad ich głowami, a Kuba przechadzał się między poszczególnymi stanowiskami,
monitorując pracę.
Jedynie
imiona podopiecznych, sprawiały zawodnikom pewne problemy.
Były
bowiem dość śmieszne.
–
Rzeżączka na zagrywce, przyjmuje Trucizna, Wypadek wystawia do Przypadku –
komentował Michał, kiedy pod sam koniec zajęć rozgrywali turniej kontrolny.
W
momencie kiedy Przypadek już miał atakować, nagle wszystkie diabły zamarły. Ale
zamarły dosłownie, po prostu przestały się ruszać, jakby ktoś zatrzymał dla nich
czas.
–
To dziwne – mruknął Andrzej, machając ręką przed oczami jednego z demonów.
–
Nie mogą mnie widzieć, więc ich zatrzymałem. – Nagle na środku boiska pojawił
się Lucyfer. – Dobrze się spisałeś, Jakubie – zwrócił się do Bednaruka. – W nagrodę
otrzymasz ode mnie mały prezent – w jego dłoni pojawiła się mała figurka,
przedstawiająca trenera w przebraniu diabła.
–
Dziękuję – powiedział niepewnie Kuba. – Czy teraz możemy wrócić do domu? –
zapytał z nadzieją.
–
Owszem, możecie – westchnął zrezygnowany Lucyfer. Następnie klasnął gwałtownie,
a nad ich głowami pojawił się ogromny wir. – To wasza droga do domu! –
powiedział, przekrzykując gwałtowny wiatr, który się zebrał.
Siatkarze
i trener zostali gwałtownie oderwani od ziemi i w akompaniamencie wrzasków i
krzyków, wciągnięci do wiru. Znów lecieli przez ciemny, ciasny tunel, który
kończył się dopiero w ich hali.
–
Czy te lądowania nie mogłyby być przyjemniejsze? – zapytał Samik, masując poturbowane
pośladki.
–
Jak widać Lucyferowi nie zależy na twoim tyłku – odpowiedział Guma. Następnie
wziął do ręki figurkę Bednaruka i przyjrzał jej się uważnie. – „Dla najbardziej
diabelskiego trenera na ziemi.” – przeczytał napis na tabliczce, przyczepionej do
posążka. – Można postawić w z gablotce z trofeami – stwierdził. – W końcu to
święta prawda.
Miało być o Oskarze Kaczmarczyku,
jest o Jakubie Bednaruk. Zupełnie nie wiem dlaczego, ale jakoś tak wyszło.
Powiem szczerze, że miałam niezły ubaw pisząc tę miniaturkę i mam nadzieje, że
i wam się podoba. Napiszcie co o niej sądzicie, bo jak nie to…
Źródło |
Dobra, nic wam nie zrobię, zbyt
was kocham.
Arrivederci!
Uśmiałam się z imion tych diabłów!
OdpowiedzUsuńSłuchaj i nie owijajmy w bawełne. Wyszło Ci to zajebiście i czekam na takich wiecej.
Pozdrawiam i do napisania
Brzuch mni boli ze śmiechu. To było genialne. Koniecznie więcej takich! :D
OdpowiedzUsuńZapraszam do mojej skromnej osóbki. Może nie tak, że łzy są w oczach z śmiechu ale zawsze coś
http://lifelikestoplaytricks.blogspot.com/?
Tak w ogóle to dziękuję. Dzięki Tobie nie mam już doła! :D
Świetna! Genialna! Najlepsza! Chyba nie można użyć innych przymiotników do opisania tej miniaturki. Bardzo przyjemnie mi się ją czytało i cały czas się śmiałam :) Kuba idealnie poradził sobie w roli Lucyfera (chyba siatkarze powinni zacząć się go bać) No i świetnym pomysłem było to, aby nauczyć diabłów gry w siatkówkę. Jeszcze parę treningów i może wygraliby nawet z niebiańską drużyną Wagnera ;)(Co ja mówię, niebiańskiej drużyny Wagnera nikt nigdy nie pokona) Czy już Ci kiedyś wspominałam, że uwielbiam Twój styl pisania i Twoje poczucie humoru? No to powiem jeszcze raz! Piszesz świetnie i dzięki Twoim opowiadaniom zawsze mogę się uśmiechnąć :)
OdpowiedzUsuńCzekam na więcej takich zakręconych miniaturek :D
Pozdrawiam serdecznie!