sobota, 31 grudnia 2016

Wlećmy w Nowy Rok!

Wszyscy robią podsumowania, robię i ja. Bo dlaczego niby nie, co się będę wyróżniać.


Co było?
Czyli siatkarska blogsfera
            Rok 2016 był rokiem, w którym zaczęłam swoją trudną przygodę z siatkarskimi opowiadaniami. Gdy zakładałam pierwszego bloga ( Siatkówka? To trudny przypadek.), miał to być niezobowiązujący projekt, zwykła zabawa. Nie przypuszczałam, że aż tak bardzo się w to wszystko wciągnę. Powstały już cztery historie, dwie z nich skończyłam, a w planach mam kolejne. Nigdy jeszcze tak dług nie zajmowałam się jednym tematem. W końcu coś doprowadziłam do końca.
                Brawo Ja!

             Chcę wam, czytelnikom podziękować za ten rok, za wasze komentarze, za wszystkie słowa wsparcia, które pojawiały się zawsze wtedy, kiedy chciałam to wszystko rzucić w cholerę. Szczególnie podziękowania dla Volley Oli i Cierpienia ( nie mam pojęcia, jak odmienić twój nick, przepraszam). Dziewczyny, nawet nie macie pojęcia, jak ważne są dla mnie wasze długie komentarze. Dają kopa nie na jedne, ale na dwa rozdziały.

                Ale ogólnie dziękuję, że jesteście wszyscy. Bo, kiedy wiem, że ktoś czyta, to wiem, że mam po co pisać. 

Sentymentalnie się zrobiło.
Kończymy te łzawe scenki i przechodzimy do dalszej części.



Co będzie?
Czyli pomysłów nad wyraz dużo

                Tak, jak mówiłam mam już pomysły na kolejne historie. Przedstawiam wam one byście potem w komentarza napisali co o nich sądzicie i które przeczytalibyście najchętniej.


Rappelle-moi le jour et l'année 
Bohaterowie: Kevin Tillie i Pierre Blain
Typ: Dramat, Romans
Czas rozpoczęcia: Luty, koło ferii
Planowana ilość rozdziałów: 10

Chyba pierwsze takie siatkarskie opowiadanie w historii blogsfery ( a przynajmniej jedno z pierwszych).  Jak rozweselić kogoś, kto nie ma marzeń? Urządzić bitwę na śnieżki! Kevin za punkt honoru stawia sobie odkrycie prawdziwej natury zgorzkniałego, młodego, byłego już siatkarza. Jednak co zrobi, kiedy ta natura zacznie go niebezpiecznie przyciągać?


I że Cię nie opuszczę aż do śmierci
Bohaterowie: Stephanie i Stephane Antiga, Reprezentacja Kanady
Typ: Romans, Obyczajowe, Komedia
Czas rozpoczęcia: najwcześniej Luty, najpóźniej maj
Planowana ilość rozdziałów: Dużo
Wydawało się, że wszystko mamy poukładane i teraz będzie już tylko łatwiej. Ale oczywiście zawsze coś musi zmienić nasze plany. Dziecko? Trzecie? Jasna Anielko… Spokojnie, poradzimy sobie. Zawsze sobie radziliśmy. Tylko ten Atlantyk może trochę utrudnić sytuacje. I to, że zdrowie jakoś nie chce ze mną współpracować. Ale będzie dobrze, prawda. Bo mnie kochasz?

Bo cię kocham.



Za linią, czyli rękaw trenera

Bohaterowie: Trenerzy reprezentacji różnych
Typ: Komedia, Akcja
Czas rozpoczęcia: Sierpień, wrzesień 2017
Planowana ilość rozdziałów: Do 13/14

W momencie, gdy podpisujesz pierwszy kontrakt i zostajesz trenerem reprezentacji, stajesz się członkiem wyjątkowej grupy osób. Każdy trener ma swoje tajemnice. Ale łączy ich jedna.
Co skrywają podziemia Rzymu? Dlaczego ktoś porwał Stephana Antigę i próbował uprowadzić dwóch innych szkoleniowców? I co ma z tym wspólnego duch Huberta Jerzego Wagnera?


Jak widzicie tytuły są trzy. Który podoba wam się najbardziej? Napiszcie w komentarzu i zagłosujcie w ankiecie po lewej stronie.


A czego życzę wam w nadchodzącym roku? Zdrowia, nutteli, uśmiechu, sukcesów ukochanych drużyn i dużo miłości przez pięćset dwadzieścia pięć tysięcy i sześćset minut.



wtorek, 1 listopada 2016

Danny

Wbiegając do hali Energia, przeklinała w myślach wszystko wokół. Przeklinała polskie drogi, deszcz i swojego brata, który przez przypadek wygadał się kumplom, że kobieta zawita do Polski, co skończyło się tym, że prawie siłą została zmuszona do przyjazdu do Bełchatowa.
Zdała sobie sprawę z tego, że się spóźniła i mecz zakończył się kilka minut wcześniej. Na tablicy widniał piękny wynik trzy do zera dla Skry, na płycie boiska kręcili się bez większego celu siatkarze Skrzatów i warszawskiej politechniki.
– Ella, tutaj! – odwróciła się słysząc znajomy, choć dawno nie słyszany głos. Parę metrów od niej stał Mariusz Wlazły we własnej osobie i machał opętańczo, nad głowami kibiców.
– Cześć, Mario – uśmiechnęła się szeroko, podchodząc do atakującego.
– Gdzie zgubiłaś brata? – zapytał siatkarz, jednocześnie pokazując ochroniarzowi, że ta pani jest z nim i może przejść przez bandy.
– Do Brazylii się wybrał, mistrzostwa oglądać – odpowiedziała Ella, zgrabnie przeskakując przez barierki. – Nie wiem do końca kiego grzyba tam pojechał, ale jeśli ma mu to pomóc w ogarnięciu własnej psychiki, to może wyjechać nawet na Antarktydę.
Obydwoje roześmiali się szczerze.
– Strasznie dawno się nie widzieliśmy. Dlaczego nie przyjechałaś na mistrzostwa dwa lata temu, ani potem?
El chciała coś odpowiedzieć, ale w tym momencie jej wzrok napotkał zszokowane spojrzenie czyiś zielonych oczu.
Oczu, których miała nadzieję już nigdy nie zobaczyć.

Guillaume Samica był zirytowany. Nie dość, że przegrali mecz, nie wygrywając nawet seta, to jeszcze dwa dni wcześniej zakończył kolejny w swoim życiu związek. Nie potrafił zrozumieć, jak to jest, że wszyscy jego koledzy potrafią sobie ułożyć życie, a jemu jednemu nigdy nic nie wychodziło.
– Samik, nie zgrzytaj tak zębami, bo sobie je zetrzesz – pouczył go Guma, widząc jak Francuz mruczy coś do siebie, co chwilę pocierając dolnym uzębieniem o dolne.
– A weź się – Samica miał zerową ochotę wdawania się w dłuższą dyskusje.
Pustym wzrokiem potoczył po trybunach.
Nagle w jego głowie zapaliła się czerwona lampka. Miał wrażenie, że widzi kogoś znajomego. Dokładniej przyjrzał się drobnej, stojącej do niego tyłem postaci o blond włosach, w starej, bełchatowskiej koszulce z jedenastką na plecach. Jego serce zabiło mocniej, w duchu modlił się by się mylił.
Ale kiedy kobieta odwróciła się, wiedział już, że wróciły do niego demony przeszłości.

– Co ty tu robisz? – zadane po francusku pytanie, które jednocześnie wypłynęło z dwóch gardeł, zawisło w powietrzu. Danielle Antiga i Guillaume Samica mierzyli się wzrokiem, a stojący wokół  siatkarze zamilkli, z zainteresowaniem spoglądając na tę dwójkę.
– Pracuję – Samik uśmiechnął się kpiącą i skrzyżował ręce na piersi. – Lepiej powiedz, co ciebie tutaj sprowadza, Danny? Znów się bawisz w Indiana Jonesa w spódnicy?
Ella zacisnęła ze złością pięści. Nienawidziła, gdy ktoś mówił do niej Danny i Guillaume wiedział to doskonale, ale to nie przeszkodziło mu ją drażnić. Robił to wtedy i robił to pięć lat wcześniej, gdy widzieli się po raz ostatni.
– Dostałam zlecenie – wycharczała przez zęby. – A teraz przepraszam, ale nie zamierzam sobie zepsuć tego miłego dnia – dodała po czym odwróciła się na pięcie i odeszła, odprowadzona zdziwionymi spojrzeniami wszystkich wokół.
Jedynie Philippe Blain wiedział o co chodzi, ale on akurat zajęty był kręceniem głową nad głupotą młodych.

– Czy zamierzasz mi łaskawie wyjaśnić, co to kurczę było? – Guma usiadł obok Samiki.
– Niby co? – Przyjmujący z niechęcią wyjął z uszu słuchawki.
– No to na hali. Coś ty odwalił, chłopie? I kim była ta kobieta?
– A to! – Guillaume z irytacją przewrócił oczami. – To tylko Danielle.
– Danielle? 
– Danielle Antiga, siostra Stephana – odpowiedział Samica, nie spoglądając nawet na kumpla.
Rozgrywający spojrzał ze zdziwieniem na kumpla.
– Skoro to siostra naszego Stephana, to dlaczego byłeś dla niej taki… oschły?
Francuz nie odpowiedział, tylko dalej tępym wzrokiem wpatrywał się w swoją komórkę.
– Samik…
– Byłem z nią kiedyś, okej! – wybuchnął nagle Samica. – Ale spierdoliłem wszystko, jak zwykle! – dodał po czym znów założył słuchawki, odcinając się od całego świata.
Bo prawda była taka, że na samo wspomnienie niebieskich oczu jego małej Danny, czuł dziwny ucisk w żołądku. Mimo upływu tylu lat nadal działa na niego w ten cholernie niebezpieczny sposób.

***

– Jak widać znów się spotykamy.
Ella odwróciła się na pięcie, słysząc przy swoim uchu pseudo namiętny szept, który przebił się przez lekki szum, panujący przy barze jednego z warszawskich klubów.
– Mnie ciebie też miło widzieć, Samik – wykrzywiła się w sztucznym.
– Oj, Danny, Danny, jak zawsze miła i urocza – siatkarz pokręcił głową z udawaną dezaprobatą.
– Dla ciebie owszem, zawsze i wszędzie – odpowiedziała. Chciała odejść, jednak powstrzymał ją Samica.
– Zaczekaj – Chwycił Elle za rękę. Poczuła, jak przez jej ciało przechodzi dziwny dreszcz. – Nie możemy porozmawiać, jak cywilizowani ludzie?
– Gdy widzieliśmy się ostatnio widzieliśmy, nie byłeś zbyt chętny do rozmów – prychnęła Francuzka.
– Przemyślałem to sobie, okej – mężczyzna ze zdenerwowanie przełknął ślinę. – Minęło tyle czasu… Nie chcę mieć w tobie wroga. Bądź co bądź      , jesteś siostrą mojego przyjaciela.
– Skąd ta nagła przemiana? – kobieta uniosła podejrzliwie brew.
– Dorosłem – wzruszył ramionami. – To co? Mogę postawić ci drinka?
– Zamierzasz mnie upić, a potem wykorzystać?
– Próbuję być tylko miły.
– A ja się z tobą drażnię. Powinieneś pamiętać, że jest to jedno z moich zainteresowań – zaśmiała się. – Ale masz racje – porozmawiajmy, jak cywilizowani ludzie.
Guillaume odetchnął z ulgą.
– To… od dawna jesteś w Polsce?
– Od jakiegoś miesiąca – odpowiedziała. – Dostałam zlecenia na szukanie szlacheckich korzeni jednego takiego Amerykanina. Nic ciekawego, ale facet za samo wzięcie sprawy, wyłożył taką kasę, że przez rok mogłabym spokojnie żyć. Za to powiedz mi, od kiedy grasz w Politechnice?
– Będzie już drugi sezon. Stephane nic ci nie powiedział?
– Jakoś mu to umknęło.
Rozmawiali tak przez dobrą godzinę. Cały ich konflikt odszedł niepamięć, a Ella zastanawiała się dlaczego nie pogodziła się z siatkarzem wcześniej. W końcu Samica był naprawdę inteligentnym mężczyzną, z poczuciem humoru i dla samej przyjemności rozmowy, mogli wcześniej zakopać topór wojenny.
– Zatańczysz? – zapytał nagle Samik, kiedy lecąca z głośników muzyka zmieniła się na coś wolniejszego.  – Z tego co pamiętam, tańczysz naprawdę dobrze – podał jej rękę, a ona chwyciła ją niepewnie.
Wyszli na parkiet. Guillaume delikatnie przyciągnął kobietę do siebie, a ona oparła głowę o jego tors. W duchu dziękowała opatrzności za muzykę, która dobrze zagłuszała szaleńcze bicie jej serca. Mimo że upłynęło dobre pięć lat, mimo że przez ten czas zdążyła zwiedzić cały świat, rozwiązać tysiące zagadek i poznać wielu interesujących mężczyzn, ale jej organizm nadal reagował w taki sposób tylko w obecności tego jednego.
Cholernego Guillaume Samici.
– Danny – zaczął w połowie piosenki przyjmujący. – Pojechałabyś ze mną do Las Vegas?
– Do Las Vegas? – spojrzała na niego zdziwiona.
– Owszem – jeszcze mocniej ją przytulił, nie pozwalając by spojrzała mu w oczy. Mogła tylko wsłuchiwać się w jego głęboki, lekko urywany oddech. – Mam wykupioną wycieczkę na dwie osoby. Ale ta druga osoba miesiąc temu stwierdziła, że nie jestem godzien jej towarzystwa. Sam nie pojadę, a szkoda żeby się zmarnowało.
– Ja… – nie wiedziała co odpowiedzieć. Rozum mówił jedno, serce wiedziało swoje. – Dobra pojadę.
– Fajnie, Danny.
Pierwszy raz od bardzo dawna, skrót „Danny” nie doprowadził jej do białej gorączki.

***

– Wyglądasz przepięknie.
Ella zarumieniła się, odgarnęła za ucho kosmyk blond włosów i wygładziła błękitną sukienkę.  
– Ty też nie gorzej – odpowiedziała, podchodząc bliżej i prowokująco przesuwając palcem po torsie mężczyzny. Uśmiechnęła się  chytrze, widząc, jak siatkarz nerwowo zagryza wargę.
                – Idziemy? – zapytał, podsuwając jej ramię i starając się stłumić w ten sposób lekkie drżenie głosu. Mimo że drażniła się z nim w ten sposób od par tygodni, to on nadal nie był wstanie opanować reakcji organizmu na jej dotyk.
                – Owszem, z wielką chęcią.
                Zeszli parę pięter niżej, gdzie w hotelowej restauracji odbywało się niewielkie sylwestrowe przyjęcie. Było trochę jedzenia, jakieś tańce i zabawy, ale poza tym nic wielkiego. Jednak im to w zupełności wystarczało. Tak naprawdę, to mogli by się bawić w walącej się w stodole, gdzieś na środku pustyni. Wystarczyło im po prostu swoje towarzystwo.
                – Widzę, że zrobiłeś pewne postępy, od kiedy ostatnio tańczyliśmy – powiedziała, gdy we dwójką powoli wirowali na parkiecie.
                – Twój brat udzielił mi paru ciekawych lekcji – odpowiedział spokojnie Samik.
                – Chyba raczej padłeś na kolana i wybłagałeś je u mojej bratowej – stwierdziła Ella. – Przecież Stephane ma dwie lewe nogi i obydwoje o tym dobrze wiemy.
                – Jak zwykle przejrzałaś mnie na wylot. Ciekawe czy i to zobaczyłaś – wyszeptał Guillaume po czym mocno wbił się w usta kobiety.
                Ella poczuła, jakby wokół niej coś eksplodowało. Stare uczucie na nowo wybuchło, wypełniając całe jej ciało. Zarzuciła ręce na szyję siatkarza, a jego dłoni błądziły po jej plecach.
                – Chodźmy stąd – wychrypiał, kiedy oderwali się na sekundę od siebie. Kobieta przytaknęła tylko słabo, dając się wyciągnąć z przyjęcia i zaciągnąć do pokoju, by tam kontynuować.
                Przez następne kilka godzin przypominali się sobie nawzajem, na nowo uczyli się swoich ciał, próbowali jakoś nadrobić te stracone przez głupotę lata.
                Skończyli dopiero tuz przed północą.
                – DZIESIĘĆ! DZIEWIĘĆ!– do ich uszu dobiegły pokrzykiwania ludzi kilka pięter niżej.
                  Wyjdź za mnie – powiedział nagle Samik, jeszcze raz całując Ellę.
                – Co proszę?
                – OSIEM! SIEDEM!
                – Wyjdź za mnie, Denny, tu i teraz. Jesteśmy w Las Vegas, w ciągu dwóch godzin możesz stać się moją żoną.
                – Ale Samik…
                – SZEŚĆ! PIĘĆ!
                – Proszę, cholera, nie mogę znów tego spierdolić.
                – To nie takie proste…
                – CZTERY! TRZY!
                – Danielle…
                – DWA!
                – Dobrze, zostanę twoją żoną.
                – JEDEN!
                – Kocham cię, Danny.


Miało być o Stephanie i Oskarze, wyszło zupełnie co innego. Nie wiem dlaczego, szczególnie, że miniaturkę o tamtej dwójce mam już prawie skończoną.
Ale jakoś... średnio mi się podoba.
To co przeczytaliście miało być pisane w specyficznym stylu, ale jak zwykle gdzieś mi on zniknął. Trudno, przeżyje.
Napiszcie, co sądzicie o perypetiach tej nad wyraz uroczej parki.
Zapraszam na nowy rozdział na Without you...

 På gjensyn

sobota, 15 października 2016

Oj, Stephane...


Przygotowywałam się na to psychicznie od przeszło miesiąca. Oczywiście gdzieś w głębi serca miałam nadzieję, że będzie inaczej, ale powiedzmy sobie szczerzę – szansę na to były znikome.



31 grudnia Stephane Antiga przestanie być trenerem reprezentacji Polski.



Jest mi smutno. Tak po prostu smutno. Zaczęłam się interesować siatkówką, kiedy Stephane już był selekcjonerem, przyznam się, że to on, tak naprawdę, był głównym bodźcem, który pchnął nie do tego, by w ogóle zgłębić tę dyscyplinę. Po prostu zobaczyłam go na kalendarzu Herosów i zaczęłam się interesować dokładnie kim jest.

Potem już samo poszło.



Nie jestem wstanie powiedzieć, czy to jest dobra decyzje. Może naprawdę coś się wypaliło, może relacje na linii trener – zawodnik nie były najlepsze. Nie wiem, ale wiem za to co innego – Stephane jest trenerem niezwykłym. Jest trenerem niezwykłym, bo naszej drużynie poświęcił się cały. Dla niego to nie był po prostu jeden z zespołów na trenerskiej ścieżce, to było coś o wiele więcej. Mówi o tym chociażby Oskar Kaczmarczyk, do którego tekstu na facebooku odsyłam, bo jest naprawdę łapiący za serce.



Czuję pustkę. Nie dociera do mnie jeszcze to, że już nigdy nie zobaczę Stephana w koszulce z orzełkiem, że nie zobaczę, jak cieszy się z naszymi chłopakami, że nie usłyszymy już, jak mówi do nich „walcimy!”.



Chcę mu podziękować. Za każdy mecz, za każdy set, za wszystkie wygrane i przegrane. Za łzy szczęścia i łzy smutku. Za serce włożone w pracę w naszą reprezentację.



Chciałam powiedzieć wiele. Powiem tylko jedno:

DZIĘKUJĘ!



Mam teraz tylko nadzieję, że Stephane zostanie w Polsce na dłużej i zobaczymy go za jakiś czas, jako trenera w Plus Lidze.



I jeszcze jedno – intuicja podpowiada mi, że za dziesięć lat znów zobaczymy nazwisko Antiga na białoczerwonej koszulce.

Ale nie będzie to Stephane.

Będzie to młody Timotie Antiga.



Teraz wszyscy jesteśmy z Stephanem.


poniedziałek, 12 września 2016

Po prostu Stephane - czyli Violin na meczu gwiazd

Wczorajszego dnia nawiedziłam katowicki Spodek. Tak jak już mówiłam przybyłam do niego z misją nie tylko pożegnać wielkiego Pawła Zagumnego, ale też by w końcu zdobyć autograf Stephana Antigi.
UDAŁO MI SIĘ!
W końcu, po wielu meczach, iluś godzinach spędzonych przy barierkach, mogłam podejść do Stephana, zrobić sobie z nim zdjęcie i zdobyć magiczny plakat z podpisem. W momencie, w którym nasz kochany trener uśmiechnął i podał mi ten plakat czułam się tak jakby ktoś oświadczył mi, że otrzymałam roczny zapas czekolady.
Kiedy wypchałam się już z tłumu ludzi, czekających na autograf, byłam przekonana, że moje bliskie spotkania trzeciego stopnia z Antigą dobiegły końca i teraz będę go tylko podziwiać na parkiecie.
Myliłam się i to bardzo.

Jeśli ktoś oglądał mecz to wie, że mniej więcej w połowie trzeciego seta Stephanowi znudziło się stanie w kwadracie dla rezerwowych, więc wziął Gibę pod pachę i razem z paroma innym siatkarzami postanowił zrobić rundkę po trybunach. Ja oczywiście od razu stanęłam w takim miejscu by móc przybić piątkę, piątkę przybiłam, po czym podeszłam do barierek oddzielających najniższą ( zieloną) strefę od średniej ( czerwonej), by obserwować dalsze ruchy wesołej gromadki. Nie zauważyłam jednak, że Antiga zszedł właśnie do tej zielonej strefy i teraz będzie się chciał dostać do czerwonej. Każdy normalny człowiek w tak wypadku skorzystał by z schodów, ale powiedzmy sobie szczerze Stephane normalny nie jest, postanowił przejść nad barierkami.
Wyobraźcie sobie moje zdziwienie, kiedy nagle obok mnie znikąd pojawiła się wielka stopa, a potem reszta dwumetrowego ciała trenera. Oprócz tego, ze prawie zeszłam na zawał to jeszcze Stephane ma drobny problem z równowagą, więc jeszcze dziesięć centymetrów w prawo i zostałabym zwalona na ziemię.
Na szczęście skończyło się tylko na uroczym „Psieplasiam”
Wcielenie się w rolę cheerlederki pozostawię bez komentarza. Nadal ląduję na podłodze śmiejąc się jak głupia, na samo wspomnienie tego jakże ciekawego przedstawienia.
Następnym razem Stephane musi załatwić sobie spódniczkę.

Oprócz Stephana, kanapek Kubiaka, baletu w wykonaniu Kurka i Igły, a także tortu na twarzy Gumy, była jeszcze jedna osoba, która oficjalnie podbiła wieczór.
Była to mianowicie Wiktoria Zagumna.
Ta dziewczyna oficjalnie zyskała swoje miejsce na mojej ścianie sław, a w mojej głowie już pojawił pomysł na opowiadanie z nią w roli głównej. Oczywiście nie wystąpiłaby sama, do towarzystwa dorzuciłabym Sebę Ignaczaka, Timotiego Antigę i Oliwiera Winiarskiego.
Co myślicie o takiej historii?

Na dzisiaj to tyle. Moja euforia jeszcze trwa i odbiera mi zdolność racjonalnego myślenia.
Źródło

Faravel!
Violin


sobota, 10 września 2016

Nuttela dla juniorów i mecz gwiazd

Wiadomość dnia:

JESTEŚMY MISTRZAMI EUROPY JUNIORÓW!

Gratuluje chłopaki, co prawda mecz oglądałam kątem oka, ale mogę stwierdzić, że należy wam się duży słoik nutteli.
Albo i nawet roczny zapas.


Wybiera się ktoś może na mecz gwiazd do Katowic? Mnie się udało wyciągnąć kochaną rodzinkę i jutro nawiedzę Spodek. Z tej okazji przygotowałam nawet specjalną koszulkę:

 


Z chęcią się z kimś spotkam, jeśli tylko będzie taka okazja. Kręcić się będę zapewne w okolicach Stephana Antigi, więc tam mnie szukajcie. Na jego autograf poluję od trzech meczów i ZAWSZE kiedy go spotykam on idzie drugą stroną barierek.
Tym razem szanownemu Stephanowi nie odpuszczę.
To co? Kogo zobaczę na tej jakże wyjątkowej imprezie?
Źródło

Krótko, ale weny na coś dłuższego brak.
Oyasumi!

środa, 31 sierpnia 2016

Fabuła i akcja - czyli siedem grzechów pisarza

Opowiadanie musi mieć fabułę, bo inaczej opowiadaniem nie jest. Fabuła może być różna, bardziej lub mniej złożona wszystko zależy tylko od nas. W poniższym tekście chce zwrócić uwagę na parę aspektów związanych z najważniejszymi elementami naszej historii.

W moim wywodzie mogą zostać użyte przykłady z moich opowiadań.

Głównie z „Siatkówka? To trudny przypadek.”, czyli najbardziej nieogarniętej historii, jaką kiedykolwiek napisałam.


Grzech pierwszy, czyli dlaczego boisz się planu?
Przecież on nie gryzie.

Jeśli zamierzasz pisać opowiadanie a’la „Moda na Sukces”, z nieskończoną ilością rozdziałów i bez jasnego, wyraźnego końca, to wtedy możesz odpuścić sobie plan. Jeśli jednak masz jakiś, choć lekki zarys fabuły, to poświęć dziesięć cennych minut i wypisz pięć, dziesięć, najważniejszych jej punktów. To pozwoli ci na pilnowanie w jakim kierunku idzie twoja fabuła, nie zgubisz się w niej, a dodatkowo, widząc kolejny punkt na planie, łatwiej będzie znaleźć ci motywację by napisać kolejny rozdział.
Taki plan pozwala ci także na okiełznanie „dodatkowych” wydarzeń, czyli tych, których na nim nie ma. Bo trochę głupio, kiedy rozpiszesz się o historii Timona i Pumby, zapominając zupełnie o Simbie.
A co jeśli nagle wpadnie ci do głowy jakaś fajna akcja? Albo będziesz chciał zupełnie zmienić fabułę?
Spokojnie, przecież plan ma ci służyć, nie przeszkadzać. Jeśli chcesz coś zmienić to zmieniaj, ale od razu zastanów jak wpłynie to na dalsze wydarzenia, jeśli w ogóle wpłynie.
I uwaga! Plan wcale nie musi być w formie fizycznej. Możesz ułożyć go sobie w głowie, oczywiście pod warunkiem, ze taka forma w zupełności ci wystarczy.

Grzech drugi – pamięć moim wrogiem

Jeśli ktoś czytał mój „trudny przypadek” to może kojarzyć scenę, w której Kłos rozmawia z Wroną i razem planują jakąś wielką akcje, ogromy żart, na miarę bliźniaków Weasley.
I nic z tego nie wychodzi.
Dlaczego?
Bo oczywiście autorka zapomina o wszystkim i ma głęboko gdzieś cały pomysł.
Teraz ten wątek śni mi się po nocach.
Dlatego przestrzegam was byście pamiętali o swoich pomysłach, jak coś zaczynacie to i kończcie, bo inaczej już nigdy spokojnie nie zaśniecie!

Grzech trzeci – i wszyscy żyli długo i szczęśliwie

Szczęśliwie zakończenia są, ale prowadzą do nich najczęściej mało szczęśliwe wydarzenia. Przesadna sielanka w fabule nudzi i doprowadza czytelnika do białej gorączki. Dlatego też kiedy czujemy, że naszym bohaterom zbyt łatwo w życiu, to możemy jakąś tragedię dorzucić.
A jaka to tragedia może być? Agatha Christie pisała, że zawsze gdy wydaje jej się, że powieść nudna się robi, to dorabia kolejnego trupa i od razu robi się ciekawiej.
Oczywiście wy nie musicie nikogo uśmiercać. Ale jak zabijecie złotą rybkę Bartka Kurka, to załatwicie zwrot  akcji i element humorystyczny za jednym razem. Wasz cenny czas zostanie oszczędzony.

Grzech czwarty – I gdzie tak lecisz z tą akcją!

Akcja nie zając, nie ucieknie. Ale do żółwia też jej daleko. Tak naprawdę to najbardziej przypomina pewnego rozleniwionego sierściucha, która potrafi cały dzień przeleżeć na kanapie, ale jeśli będzie trzeba to może też biegać z zawrotną prędkością po całym domu, obijając się o wszystko co spotka.
Dlatego kiedy piszemy opowiadania musimy dostosowywać tempo akcji do danego momentu. Kiedy na przykład nasi bohaterowie spędzają uroczy wieczór na łące, akcja powinna płynąć wolno i spokojnie. Możemy wtedy pokusić się o dłuższy opis przeżyć wewnętrznych, rozbudowane zdania i długie wpatrywanie się w oczy drugiej osoby.
Jeśli jednak akurat opisujemy pościg samochodowy, to lepiej na maksa przyspieszyć wszystko, dodając krótkie zdania, przyspieszone bicie serca i pozbywając się opisów otoczenia czy wyglądu. Nie musimy także stosować takich słów jak „nagle” czy „niespodziewanie”, bo na przykład mnie one trochę drażnią. Ale to mówię to subiektywnie, każdy uważa inaczej.

Grzech piąty – bohater i jego cel

Fabuła opiera się na celu, na pragnieniu głównego bohatera. Pamiętajmy, że on też jest żywym człowiekiem i nic nie robi bez sensu. Nawet zwykłe wyjście na pizzę musi być podyktowane chęcią zjedzenia czegoś/spotkania się z przyjaciółmi/ zrobienia rozróby w pizzerii. To, czego postać w danym momencie chce, ma wpływ na jej dalsze losy oraz na losy innych!
Pragnienia są motorem napędowym historii! Bez pragnień jesteśmy niczym!
Mam nadzieję, że zrozumieliście o co mi chodzi.

Grzech szósty – i na co mi ta plaża!

Jest taka stara zasada: „Jeśli w pierwszym akcie na ścianie wisi strzelba,, to w drugim albo trzecim musi ona wystrzelić.” O czym ona mówi? I co do tego ma plaża?
Wyobraźcie sobie taką sytuację: mamy super powieść akcji, krew się leje strumieniami, gangsterzy zabijają się hurtowo i nagle… główny bohater idzie sobie na plaże podziwiać zachód słońca. Taka scena jest zła po prostu dlatego, że nic nowego do historii nie wnosi, a tylko ładnie brzmi i jest cool, bo przecież zachody słońca są cool.
Zasada jest prosta - nie wpychamy bezsensownych wątków, relacji, scen i tak dalej, i tak dalej, bez żadnego konkretnego celu. Idealnym przykładem są prawie wszystkie żarty i wygłupu siatkarzy w „trudnym przypadku”, które nic nowego do fabuły nie wnoszą, ale prawda jest taka, że jednak w tym opowiadaniu chyba zbytnio w oczy nie kłują. I miały się tam znaleźć od samego początku.

Grzech siódmy – pisanie pod publikę

Tak naprawdę to średnio jest to związane z akcją i fabułą, bardziej z samym pomysłem na opowiadanie. Chcę jednak o tym napisać, bo potem mogę nie mieć okazji. Chodzi mi o ten moment, kiedy wybieracie Bartka Kurka na bohatera waszego opowiadania nie dlatego, że naprawdę go lubicie, ale dlatego, że historie z nim są najchętniej czytane. Podobnie jest z innymi siatkarzami ( patrz Wrona, Anderson, Bartman, Włodarczyk).
Ja tego nie lubię. Wolę kiedy autorka sama wybierze bohatera i naprawdę wkręci się wpisanie danej historii, niż żeby pisała o kimś wybranym przez czytelników i robiła to tylko po to, by obserwować jak rosną jej wejścia i zbierać pochlebne komentarze.
Szczególnie jest to denerwujące, gdy opowiadanie zbyt dobre nie jest.



To chyba tyle. Mam nadzieję, że wytrwaliście do końca tekstu i teraz napiszecie parę słów od siebie. Co o tym myślicie? Jakie jeszcze uwagi macie? Co wy robicie  by okiełznać fabułę?

Jutro zaczyna się szkoła, a mnie się dzisiaj śniło, że mamy dopiero początek wakacji.


Na shledanou!

środa, 24 sierpnia 2016

O hokeju, siatkarzach i chrząszczach

Wróciłam! Przeżyłam dwie dwudziestoczterogodzinne podróże, atak zezłoszczonej słonicy, brak mango i szaleńczą jazdę tuk-tukiem, ale dotarłam do domu, by dalej zamęczać was swoją osobą.
Dzisiaj dostaniecie więc trochę wywodów na tematy różne.


Hokej na trawie, bez trawy
Ze względu na brak dostępu do internetowych transmisji, byłam skazana na lankijskie transmisje rozgrywek z Rio. A że utkwiłam na wyspie przy wybrzeżu Indii, nic dziwnego, że dostawałam głównie właśnie rozgrywki hokeja i badmintona.
Przeprowadziłam pewne obserwacje, zostało mi po nich jedno zasadnicze pytanie:
Gdzie jest trawa?!
I ochraniacze na łydki.
Od samego patrzenia jak obijają się tymi kijami, nogi mnie bolą.
Ciekawi mnie jeszcze inna rzecz – czy w krajach, w których ten sport jest popularny, fanki piszą opowiadania o zawodnikach hokeja na trawie?

Siatkarze
Tu nie napiszę za wiele. Nie wyszło po prostu i nic z tym nie zrobimy, czasu nie cofniemy.  Samego meczu z USA nie oglądałam, nie jestem w stanie powiedzieć co poszło źle. Teraz my kibice możemy tylko wspierać zawodników, bo jesteśmy im potrzebni. Nie chodzi mi o takie „głaskanie po główce”  o mówienie, że nic się nie stało. Stało się, chłopaki popełnili błędy i doskonale sami o tym wiedzą. Możemy im te błędy wskazać, ale nadal musimy być z nimi. Przecież gdy kogoś kochamy, to akceptujemy i jego wady i zalety, a im nasze uczucie jest większe to często więcej wad widzimy.
Na temat Stephana wypowiem się, gdy decyzja zostanie już podjęta.

Chrząszcze – czyli dlaczego Francuzi to „hipokryci”
Lubię próbować nowych rzeczy, szczególnie tych dziwnych. Siedziałam sobie na święcie złotego zęba Buddy, gdy przeszedł przede mną sprzedawca z jakimiś kolorowymi przekąskami. Co więc zrobiła Violin? Oczywiście kupiła to, nie mając pojęcia co to jest. I jadła sobie spokojnie, i nawet jej smakowało. Dopóki jakiś Francuz nie zaczął do niej krzyczeć, by tego nie jadła.
Wyplułam wszystko. Po przeprowadzeniu krótkiego śledztwa doszłam do wniosku, że próbowałam zjeść chrząszcze.
A powstrzymał mnie przed tym facet, który na co dzień jada żabie udka.

Optymistyczna piosenka – bo jutro będzie lepiej
Lubię musicale, a „Annie” od jakiegoś czasu zajmuję w moim miejscu miejsce szczególne. Szczególnie wersja najnowsza.



Krótka notka, ale nic więcej napisać nie potrafię. Jednak wy możecie napisać coś ciekawego w komentarzu. Co sądzicie o hokeju na trawie? Jak znosicie porażkę chłopaków? Zjedlibyście kolorowe chrząszcze?
Następny tekst będzie o siatkarskich opowiadaniach, ale chciałabym, abyście to wy napisali o czym dokładnie. Chcecie poczytać o opisach? A może wolicie coś o fabule? Luźna notka o wyglądzie bloga czy coś o stylu pisania? Wszelkie propozycje są mile widziane, napiszcie tylko co chcecie.
Pojawił się rozdział na Without you. Niedługo będzie też nowy na Amelce i Siatkówka? To trudny przypadek.
Mam nadzieje, że z mojego powroty cieszycie się przynajmniej w jednej dziesiątej tak bardzo jak ja ( a ja się cieszę bardzo).
Źródło

Hej då!