środa, 31 sierpnia 2016

Fabuła i akcja - czyli siedem grzechów pisarza

Opowiadanie musi mieć fabułę, bo inaczej opowiadaniem nie jest. Fabuła może być różna, bardziej lub mniej złożona wszystko zależy tylko od nas. W poniższym tekście chce zwrócić uwagę na parę aspektów związanych z najważniejszymi elementami naszej historii.

W moim wywodzie mogą zostać użyte przykłady z moich opowiadań.

Głównie z „Siatkówka? To trudny przypadek.”, czyli najbardziej nieogarniętej historii, jaką kiedykolwiek napisałam.


Grzech pierwszy, czyli dlaczego boisz się planu?
Przecież on nie gryzie.

Jeśli zamierzasz pisać opowiadanie a’la „Moda na Sukces”, z nieskończoną ilością rozdziałów i bez jasnego, wyraźnego końca, to wtedy możesz odpuścić sobie plan. Jeśli jednak masz jakiś, choć lekki zarys fabuły, to poświęć dziesięć cennych minut i wypisz pięć, dziesięć, najważniejszych jej punktów. To pozwoli ci na pilnowanie w jakim kierunku idzie twoja fabuła, nie zgubisz się w niej, a dodatkowo, widząc kolejny punkt na planie, łatwiej będzie znaleźć ci motywację by napisać kolejny rozdział.
Taki plan pozwala ci także na okiełznanie „dodatkowych” wydarzeń, czyli tych, których na nim nie ma. Bo trochę głupio, kiedy rozpiszesz się o historii Timona i Pumby, zapominając zupełnie o Simbie.
A co jeśli nagle wpadnie ci do głowy jakaś fajna akcja? Albo będziesz chciał zupełnie zmienić fabułę?
Spokojnie, przecież plan ma ci służyć, nie przeszkadzać. Jeśli chcesz coś zmienić to zmieniaj, ale od razu zastanów jak wpłynie to na dalsze wydarzenia, jeśli w ogóle wpłynie.
I uwaga! Plan wcale nie musi być w formie fizycznej. Możesz ułożyć go sobie w głowie, oczywiście pod warunkiem, ze taka forma w zupełności ci wystarczy.

Grzech drugi – pamięć moim wrogiem

Jeśli ktoś czytał mój „trudny przypadek” to może kojarzyć scenę, w której Kłos rozmawia z Wroną i razem planują jakąś wielką akcje, ogromy żart, na miarę bliźniaków Weasley.
I nic z tego nie wychodzi.
Dlaczego?
Bo oczywiście autorka zapomina o wszystkim i ma głęboko gdzieś cały pomysł.
Teraz ten wątek śni mi się po nocach.
Dlatego przestrzegam was byście pamiętali o swoich pomysłach, jak coś zaczynacie to i kończcie, bo inaczej już nigdy spokojnie nie zaśniecie!

Grzech trzeci – i wszyscy żyli długo i szczęśliwie

Szczęśliwie zakończenia są, ale prowadzą do nich najczęściej mało szczęśliwe wydarzenia. Przesadna sielanka w fabule nudzi i doprowadza czytelnika do białej gorączki. Dlatego też kiedy czujemy, że naszym bohaterom zbyt łatwo w życiu, to możemy jakąś tragedię dorzucić.
A jaka to tragedia może być? Agatha Christie pisała, że zawsze gdy wydaje jej się, że powieść nudna się robi, to dorabia kolejnego trupa i od razu robi się ciekawiej.
Oczywiście wy nie musicie nikogo uśmiercać. Ale jak zabijecie złotą rybkę Bartka Kurka, to załatwicie zwrot  akcji i element humorystyczny za jednym razem. Wasz cenny czas zostanie oszczędzony.

Grzech czwarty – I gdzie tak lecisz z tą akcją!

Akcja nie zając, nie ucieknie. Ale do żółwia też jej daleko. Tak naprawdę to najbardziej przypomina pewnego rozleniwionego sierściucha, która potrafi cały dzień przeleżeć na kanapie, ale jeśli będzie trzeba to może też biegać z zawrotną prędkością po całym domu, obijając się o wszystko co spotka.
Dlatego kiedy piszemy opowiadania musimy dostosowywać tempo akcji do danego momentu. Kiedy na przykład nasi bohaterowie spędzają uroczy wieczór na łące, akcja powinna płynąć wolno i spokojnie. Możemy wtedy pokusić się o dłuższy opis przeżyć wewnętrznych, rozbudowane zdania i długie wpatrywanie się w oczy drugiej osoby.
Jeśli jednak akurat opisujemy pościg samochodowy, to lepiej na maksa przyspieszyć wszystko, dodając krótkie zdania, przyspieszone bicie serca i pozbywając się opisów otoczenia czy wyglądu. Nie musimy także stosować takich słów jak „nagle” czy „niespodziewanie”, bo na przykład mnie one trochę drażnią. Ale to mówię to subiektywnie, każdy uważa inaczej.

Grzech piąty – bohater i jego cel

Fabuła opiera się na celu, na pragnieniu głównego bohatera. Pamiętajmy, że on też jest żywym człowiekiem i nic nie robi bez sensu. Nawet zwykłe wyjście na pizzę musi być podyktowane chęcią zjedzenia czegoś/spotkania się z przyjaciółmi/ zrobienia rozróby w pizzerii. To, czego postać w danym momencie chce, ma wpływ na jej dalsze losy oraz na losy innych!
Pragnienia są motorem napędowym historii! Bez pragnień jesteśmy niczym!
Mam nadzieję, że zrozumieliście o co mi chodzi.

Grzech szósty – i na co mi ta plaża!

Jest taka stara zasada: „Jeśli w pierwszym akcie na ścianie wisi strzelba,, to w drugim albo trzecim musi ona wystrzelić.” O czym ona mówi? I co do tego ma plaża?
Wyobraźcie sobie taką sytuację: mamy super powieść akcji, krew się leje strumieniami, gangsterzy zabijają się hurtowo i nagle… główny bohater idzie sobie na plaże podziwiać zachód słońca. Taka scena jest zła po prostu dlatego, że nic nowego do historii nie wnosi, a tylko ładnie brzmi i jest cool, bo przecież zachody słońca są cool.
Zasada jest prosta - nie wpychamy bezsensownych wątków, relacji, scen i tak dalej, i tak dalej, bez żadnego konkretnego celu. Idealnym przykładem są prawie wszystkie żarty i wygłupu siatkarzy w „trudnym przypadku”, które nic nowego do fabuły nie wnoszą, ale prawda jest taka, że jednak w tym opowiadaniu chyba zbytnio w oczy nie kłują. I miały się tam znaleźć od samego początku.

Grzech siódmy – pisanie pod publikę

Tak naprawdę to średnio jest to związane z akcją i fabułą, bardziej z samym pomysłem na opowiadanie. Chcę jednak o tym napisać, bo potem mogę nie mieć okazji. Chodzi mi o ten moment, kiedy wybieracie Bartka Kurka na bohatera waszego opowiadania nie dlatego, że naprawdę go lubicie, ale dlatego, że historie z nim są najchętniej czytane. Podobnie jest z innymi siatkarzami ( patrz Wrona, Anderson, Bartman, Włodarczyk).
Ja tego nie lubię. Wolę kiedy autorka sama wybierze bohatera i naprawdę wkręci się wpisanie danej historii, niż żeby pisała o kimś wybranym przez czytelników i robiła to tylko po to, by obserwować jak rosną jej wejścia i zbierać pochlebne komentarze.
Szczególnie jest to denerwujące, gdy opowiadanie zbyt dobre nie jest.



To chyba tyle. Mam nadzieję, że wytrwaliście do końca tekstu i teraz napiszecie parę słów od siebie. Co o tym myślicie? Jakie jeszcze uwagi macie? Co wy robicie  by okiełznać fabułę?

Jutro zaczyna się szkoła, a mnie się dzisiaj śniło, że mamy dopiero początek wakacji.


Na shledanou!

2 komentarze:

  1. Bardzo fajny i ciekawie napisany post. :) Dzięki temu, że do każdego postu wplecione są humorystyczne elementy, nie można się nudzić podczas czytania.
    Na pewno wezmę sobie do serca Twoje rady i z pewnością posłużą mi podczas pisania nowych rozdziałów do mojej historii.
    Muszę się przyznać, że ja nie mam żadnego planu mojej historii i nigdy nie rozmyślam, co stanie się za kilka rozdziałów. Mam w głowie kilka najważniejszych wydarzeń, które chcę umieścić w opowiadaniu, a reszta to jedna wielka improwizacja. Nie wiem czy wychodzi mi to na dobre, czy zna złe, ale tak po prostu mam. :D
    Kiedy przychodzi mi chęć do pisania, albo mam jakiś nowy pomysł, siadam z kartką i długopisem, albo laptopem i po prostu piszę. Czasem zdarza się tak, że pomysły na dalsze części opowiadania przychodzą mi w środku nocy.
    Jadąc pociągiem nad morze, jak gdyby nigdy nic około 3 w nocy naszła mnie chęć na napisanie kolejnego rozdziału. Było ciemno, nie miałam przy sobie nic do pisania. Chwyciłam więc za telefon i w notatce pisałam nowe przygody bohaterów. :D
    Ale coraz bardziej zastanawiam się, czy rzeczywiście nie spisać jakiegoś planu wydarzeń, chociaż takiego prowizorycznego.
    Życzę weny i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. O, nowy wpis z serii "jak pisać?" <3 Cieszę się bardzo. Zaraz zdradzę swoją opinie na ten temat, o.
    Grzech pierwszy: zdecydowanie się zgadzam. Mam dwa blogi i o ile pisząc Lucę, niemal wszystko tworzyłam na bieżąco z kilkoma głównymi punktami, o tyle Matteo był w całości zaplanowany. Wiadomo, w niektórych momentach zmieniałam zdanie i powstało coś innego, ale plan nie jest zły.
    Grzech drugi: chyba jeszcze na szczęście mi się to nie zdarzyło. Ale faktycznie, to może trochę psuć radość czytania.
    Grzech trzeci: ja akurat lubię sielankę. Ja mam podejście, że najpierw stworzę radosną atmosferę, a potem coś nagle i w okrutny sposób zniszczę. To fajne xD Ale też się zgadzam z tym punktem.
    Grzech czwarty: jak tak to czytam, to przypomina mi się opis tarczy w Iliadzie Homera. Nie wiem dlaczego akurat kontrargument przyszedł mi na myśl. Nigdy nie podchodziłam do tego w ten sposób, ale wydaje mi się, że możesz i w tej kwestii mieć rację.
    Grzech piąty: o nim też jakoś zbytnio nigdy nie myślę, pisząc. Warte zapamiętania.
    Grzech szósty: niestety moja zmora. W 'Uciekam przed miłością' aż tak tego nie widać, bo tam wszystko jest przemyślane i potrzebne, o tyle pisząc 'Zostań z nami' często wpychałam coś niepotrzebnego. Bo stwierdziłam, że życie Luki nie może opierać się na Adriano/Antonelli i Teo xD
    Grzech siódmy: o tak! Zdecydowanie się zgadzam. Nie lubię pisania pod publikę. Ostatnio chyba na jakiejś grupie napisałam na ten temat rozprawkę xD (no, 'rozprawkę', w cudzysłowie). Nie czytam zwykle opowiadań o wyżej wspomnianych siatkarzach. Właśnie zauważyłam dziwną zależność, że im popularniejszy bohater, tym trudniej znaleźć coś dobrego z jego udziałem. Z kolei opowiadania z oryginalnymi bohaterami są często lepszej jakości. Wniosek: pisać dla siebie, a nie pod publikę.
    Fajny wpis, podoba mi się. Czekam na więcej rad :D
    Całusy :*
    PS. Skoro już tak się rozpisałam o moich blogach, zapraszam na nowości.
    zostan-z-nami.blogspot.com
    uciekam-przed-miloscia.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń