poniedziałek, 12 września 2016

Po prostu Stephane - czyli Violin na meczu gwiazd

Wczorajszego dnia nawiedziłam katowicki Spodek. Tak jak już mówiłam przybyłam do niego z misją nie tylko pożegnać wielkiego Pawła Zagumnego, ale też by w końcu zdobyć autograf Stephana Antigi.
UDAŁO MI SIĘ!
W końcu, po wielu meczach, iluś godzinach spędzonych przy barierkach, mogłam podejść do Stephana, zrobić sobie z nim zdjęcie i zdobyć magiczny plakat z podpisem. W momencie, w którym nasz kochany trener uśmiechnął i podał mi ten plakat czułam się tak jakby ktoś oświadczył mi, że otrzymałam roczny zapas czekolady.
Kiedy wypchałam się już z tłumu ludzi, czekających na autograf, byłam przekonana, że moje bliskie spotkania trzeciego stopnia z Antigą dobiegły końca i teraz będę go tylko podziwiać na parkiecie.
Myliłam się i to bardzo.

Jeśli ktoś oglądał mecz to wie, że mniej więcej w połowie trzeciego seta Stephanowi znudziło się stanie w kwadracie dla rezerwowych, więc wziął Gibę pod pachę i razem z paroma innym siatkarzami postanowił zrobić rundkę po trybunach. Ja oczywiście od razu stanęłam w takim miejscu by móc przybić piątkę, piątkę przybiłam, po czym podeszłam do barierek oddzielających najniższą ( zieloną) strefę od średniej ( czerwonej), by obserwować dalsze ruchy wesołej gromadki. Nie zauważyłam jednak, że Antiga zszedł właśnie do tej zielonej strefy i teraz będzie się chciał dostać do czerwonej. Każdy normalny człowiek w tak wypadku skorzystał by z schodów, ale powiedzmy sobie szczerze Stephane normalny nie jest, postanowił przejść nad barierkami.
Wyobraźcie sobie moje zdziwienie, kiedy nagle obok mnie znikąd pojawiła się wielka stopa, a potem reszta dwumetrowego ciała trenera. Oprócz tego, ze prawie zeszłam na zawał to jeszcze Stephane ma drobny problem z równowagą, więc jeszcze dziesięć centymetrów w prawo i zostałabym zwalona na ziemię.
Na szczęście skończyło się tylko na uroczym „Psieplasiam”
Wcielenie się w rolę cheerlederki pozostawię bez komentarza. Nadal ląduję na podłodze śmiejąc się jak głupia, na samo wspomnienie tego jakże ciekawego przedstawienia.
Następnym razem Stephane musi załatwić sobie spódniczkę.

Oprócz Stephana, kanapek Kubiaka, baletu w wykonaniu Kurka i Igły, a także tortu na twarzy Gumy, była jeszcze jedna osoba, która oficjalnie podbiła wieczór.
Była to mianowicie Wiktoria Zagumna.
Ta dziewczyna oficjalnie zyskała swoje miejsce na mojej ścianie sław, a w mojej głowie już pojawił pomysł na opowiadanie z nią w roli głównej. Oczywiście nie wystąpiłaby sama, do towarzystwa dorzuciłabym Sebę Ignaczaka, Timotiego Antigę i Oliwiera Winiarskiego.
Co myślicie o takiej historii?

Na dzisiaj to tyle. Moja euforia jeszcze trwa i odbiera mi zdolność racjonalnego myślenia.
Źródło

Faravel!
Violin


2 komentarze:

  1. Radość, radość i jeszcze raz radość. Chyba nic więcej więcej nie mogę powiedzieć odnośnie Twojego postu. Czytając go, naprawdę uśmiech nie schodził mi z twarzy. Bardzo się cieszę, że udało Ci się spełnić Twoje marzenie. Ja również tak samo jak Ty, chciałabym kiedyś wrócić z meczu z autografem naszego wspaniałego trenera, nie mówiąc już o zdjęciu z nim, czy uściśnięcie mu ręki. To byłby dla mnie zupełny kosmos i chyba nie wytrzymałabym z radości. Mam nadzieję że kiedyś te moje marzenia rzeczywiście się spełnią i otrzymam autograf. Dlatego chciałabym, aby Stephane był nadal trenerem naszej reprezentacji. Mam nadzieję, że związek podejmie dobrą decyzję, a dla mnie dobra decyzja to tylko i wyłącznie pozostawienie Antigi.
    Tak samo jak ty, jestem zachwycona Wiktorią Zagumną. Już nie mogę się doczekać opowiadania z nią i innymi dziećmi siatkarzy w rolach głównych.
    Kończę już ten mój komentarz. Naprawdę bardzo cieszę się Twoim szczęściem i nawet nie wiesz, jak bardzo chciałabym być na Twoim miejscu.
    Serdecznie pozdrawiam ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow, zazdroszczę! Też byłam w Katowicach, ale aż tak wspaniałych wspomnień nie mam. Nie mam zdjęcia z Antigą, nie mam jego autografu, nie przybiłam sobie z nim piątki (mecz był za krótki i nie zdążył dojść do naszego sektora xD). Ale i tak było wspaniale. Oprócz gwiazd, o których zobaczeniu nigdy nie marzyłam (np. Giba, nigdy bym nie pomyślała, że kiedykolwiek dane mi będzie go obejrzeć na żywo), było wiele innych atrakcji. Mezo! Jak ja się ucieszyłam, gdy go zobaczyłam na boisku. Coś niesamowitego, zwłaszcza, że zupełnie tego nie oczekiwałam. Moja reakcja wyglądała mniej więcej tak: 'wooooow'. Aż koleżanka zaczęła się ze mnie śmiać xD Pochwalę się, że mam autograf Giby i zdjęcie z nim. I kilka innych ;)
    Generalnie było niesamowicie i pojechałabym jeszcze raz.
    Pozdrawiam gorąco :*
    PS. Wiem, że mam u Ciebie zaległości, postaram się je dzisiaj lub wkrótce nadrobić.
    PPS. Zapraszam na nowość u Vetto :3

    OdpowiedzUsuń