wtorek, 1 listopada 2016

Danny

Wbiegając do hali Energia, przeklinała w myślach wszystko wokół. Przeklinała polskie drogi, deszcz i swojego brata, który przez przypadek wygadał się kumplom, że kobieta zawita do Polski, co skończyło się tym, że prawie siłą została zmuszona do przyjazdu do Bełchatowa.
Zdała sobie sprawę z tego, że się spóźniła i mecz zakończył się kilka minut wcześniej. Na tablicy widniał piękny wynik trzy do zera dla Skry, na płycie boiska kręcili się bez większego celu siatkarze Skrzatów i warszawskiej politechniki.
– Ella, tutaj! – odwróciła się słysząc znajomy, choć dawno nie słyszany głos. Parę metrów od niej stał Mariusz Wlazły we własnej osobie i machał opętańczo, nad głowami kibiców.
– Cześć, Mario – uśmiechnęła się szeroko, podchodząc do atakującego.
– Gdzie zgubiłaś brata? – zapytał siatkarz, jednocześnie pokazując ochroniarzowi, że ta pani jest z nim i może przejść przez bandy.
– Do Brazylii się wybrał, mistrzostwa oglądać – odpowiedziała Ella, zgrabnie przeskakując przez barierki. – Nie wiem do końca kiego grzyba tam pojechał, ale jeśli ma mu to pomóc w ogarnięciu własnej psychiki, to może wyjechać nawet na Antarktydę.
Obydwoje roześmiali się szczerze.
– Strasznie dawno się nie widzieliśmy. Dlaczego nie przyjechałaś na mistrzostwa dwa lata temu, ani potem?
El chciała coś odpowiedzieć, ale w tym momencie jej wzrok napotkał zszokowane spojrzenie czyiś zielonych oczu.
Oczu, których miała nadzieję już nigdy nie zobaczyć.

Guillaume Samica był zirytowany. Nie dość, że przegrali mecz, nie wygrywając nawet seta, to jeszcze dwa dni wcześniej zakończył kolejny w swoim życiu związek. Nie potrafił zrozumieć, jak to jest, że wszyscy jego koledzy potrafią sobie ułożyć życie, a jemu jednemu nigdy nic nie wychodziło.
– Samik, nie zgrzytaj tak zębami, bo sobie je zetrzesz – pouczył go Guma, widząc jak Francuz mruczy coś do siebie, co chwilę pocierając dolnym uzębieniem o dolne.
– A weź się – Samica miał zerową ochotę wdawania się w dłuższą dyskusje.
Pustym wzrokiem potoczył po trybunach.
Nagle w jego głowie zapaliła się czerwona lampka. Miał wrażenie, że widzi kogoś znajomego. Dokładniej przyjrzał się drobnej, stojącej do niego tyłem postaci o blond włosach, w starej, bełchatowskiej koszulce z jedenastką na plecach. Jego serce zabiło mocniej, w duchu modlił się by się mylił.
Ale kiedy kobieta odwróciła się, wiedział już, że wróciły do niego demony przeszłości.

– Co ty tu robisz? – zadane po francusku pytanie, które jednocześnie wypłynęło z dwóch gardeł, zawisło w powietrzu. Danielle Antiga i Guillaume Samica mierzyli się wzrokiem, a stojący wokół  siatkarze zamilkli, z zainteresowaniem spoglądając na tę dwójkę.
– Pracuję – Samik uśmiechnął się kpiącą i skrzyżował ręce na piersi. – Lepiej powiedz, co ciebie tutaj sprowadza, Danny? Znów się bawisz w Indiana Jonesa w spódnicy?
Ella zacisnęła ze złością pięści. Nienawidziła, gdy ktoś mówił do niej Danny i Guillaume wiedział to doskonale, ale to nie przeszkodziło mu ją drażnić. Robił to wtedy i robił to pięć lat wcześniej, gdy widzieli się po raz ostatni.
– Dostałam zlecenie – wycharczała przez zęby. – A teraz przepraszam, ale nie zamierzam sobie zepsuć tego miłego dnia – dodała po czym odwróciła się na pięcie i odeszła, odprowadzona zdziwionymi spojrzeniami wszystkich wokół.
Jedynie Philippe Blain wiedział o co chodzi, ale on akurat zajęty był kręceniem głową nad głupotą młodych.

– Czy zamierzasz mi łaskawie wyjaśnić, co to kurczę było? – Guma usiadł obok Samiki.
– Niby co? – Przyjmujący z niechęcią wyjął z uszu słuchawki.
– No to na hali. Coś ty odwalił, chłopie? I kim była ta kobieta?
– A to! – Guillaume z irytacją przewrócił oczami. – To tylko Danielle.
– Danielle? 
– Danielle Antiga, siostra Stephana – odpowiedział Samica, nie spoglądając nawet na kumpla.
Rozgrywający spojrzał ze zdziwieniem na kumpla.
– Skoro to siostra naszego Stephana, to dlaczego byłeś dla niej taki… oschły?
Francuz nie odpowiedział, tylko dalej tępym wzrokiem wpatrywał się w swoją komórkę.
– Samik…
– Byłem z nią kiedyś, okej! – wybuchnął nagle Samica. – Ale spierdoliłem wszystko, jak zwykle! – dodał po czym znów założył słuchawki, odcinając się od całego świata.
Bo prawda była taka, że na samo wspomnienie niebieskich oczu jego małej Danny, czuł dziwny ucisk w żołądku. Mimo upływu tylu lat nadal działa na niego w ten cholernie niebezpieczny sposób.

***

– Jak widać znów się spotykamy.
Ella odwróciła się na pięcie, słysząc przy swoim uchu pseudo namiętny szept, który przebił się przez lekki szum, panujący przy barze jednego z warszawskich klubów.
– Mnie ciebie też miło widzieć, Samik – wykrzywiła się w sztucznym.
– Oj, Danny, Danny, jak zawsze miła i urocza – siatkarz pokręcił głową z udawaną dezaprobatą.
– Dla ciebie owszem, zawsze i wszędzie – odpowiedziała. Chciała odejść, jednak powstrzymał ją Samica.
– Zaczekaj – Chwycił Elle za rękę. Poczuła, jak przez jej ciało przechodzi dziwny dreszcz. – Nie możemy porozmawiać, jak cywilizowani ludzie?
– Gdy widzieliśmy się ostatnio widzieliśmy, nie byłeś zbyt chętny do rozmów – prychnęła Francuzka.
– Przemyślałem to sobie, okej – mężczyzna ze zdenerwowanie przełknął ślinę. – Minęło tyle czasu… Nie chcę mieć w tobie wroga. Bądź co bądź      , jesteś siostrą mojego przyjaciela.
– Skąd ta nagła przemiana? – kobieta uniosła podejrzliwie brew.
– Dorosłem – wzruszył ramionami. – To co? Mogę postawić ci drinka?
– Zamierzasz mnie upić, a potem wykorzystać?
– Próbuję być tylko miły.
– A ja się z tobą drażnię. Powinieneś pamiętać, że jest to jedno z moich zainteresowań – zaśmiała się. – Ale masz racje – porozmawiajmy, jak cywilizowani ludzie.
Guillaume odetchnął z ulgą.
– To… od dawna jesteś w Polsce?
– Od jakiegoś miesiąca – odpowiedziała. – Dostałam zlecenia na szukanie szlacheckich korzeni jednego takiego Amerykanina. Nic ciekawego, ale facet za samo wzięcie sprawy, wyłożył taką kasę, że przez rok mogłabym spokojnie żyć. Za to powiedz mi, od kiedy grasz w Politechnice?
– Będzie już drugi sezon. Stephane nic ci nie powiedział?
– Jakoś mu to umknęło.
Rozmawiali tak przez dobrą godzinę. Cały ich konflikt odszedł niepamięć, a Ella zastanawiała się dlaczego nie pogodziła się z siatkarzem wcześniej. W końcu Samica był naprawdę inteligentnym mężczyzną, z poczuciem humoru i dla samej przyjemności rozmowy, mogli wcześniej zakopać topór wojenny.
– Zatańczysz? – zapytał nagle Samik, kiedy lecąca z głośników muzyka zmieniła się na coś wolniejszego.  – Z tego co pamiętam, tańczysz naprawdę dobrze – podał jej rękę, a ona chwyciła ją niepewnie.
Wyszli na parkiet. Guillaume delikatnie przyciągnął kobietę do siebie, a ona oparła głowę o jego tors. W duchu dziękowała opatrzności za muzykę, która dobrze zagłuszała szaleńcze bicie jej serca. Mimo że upłynęło dobre pięć lat, mimo że przez ten czas zdążyła zwiedzić cały świat, rozwiązać tysiące zagadek i poznać wielu interesujących mężczyzn, ale jej organizm nadal reagował w taki sposób tylko w obecności tego jednego.
Cholernego Guillaume Samici.
– Danny – zaczął w połowie piosenki przyjmujący. – Pojechałabyś ze mną do Las Vegas?
– Do Las Vegas? – spojrzała na niego zdziwiona.
– Owszem – jeszcze mocniej ją przytulił, nie pozwalając by spojrzała mu w oczy. Mogła tylko wsłuchiwać się w jego głęboki, lekko urywany oddech. – Mam wykupioną wycieczkę na dwie osoby. Ale ta druga osoba miesiąc temu stwierdziła, że nie jestem godzien jej towarzystwa. Sam nie pojadę, a szkoda żeby się zmarnowało.
– Ja… – nie wiedziała co odpowiedzieć. Rozum mówił jedno, serce wiedziało swoje. – Dobra pojadę.
– Fajnie, Danny.
Pierwszy raz od bardzo dawna, skrót „Danny” nie doprowadził jej do białej gorączki.

***

– Wyglądasz przepięknie.
Ella zarumieniła się, odgarnęła za ucho kosmyk blond włosów i wygładziła błękitną sukienkę.  
– Ty też nie gorzej – odpowiedziała, podchodząc bliżej i prowokująco przesuwając palcem po torsie mężczyzny. Uśmiechnęła się  chytrze, widząc, jak siatkarz nerwowo zagryza wargę.
                – Idziemy? – zapytał, podsuwając jej ramię i starając się stłumić w ten sposób lekkie drżenie głosu. Mimo że drażniła się z nim w ten sposób od par tygodni, to on nadal nie był wstanie opanować reakcji organizmu na jej dotyk.
                – Owszem, z wielką chęcią.
                Zeszli parę pięter niżej, gdzie w hotelowej restauracji odbywało się niewielkie sylwestrowe przyjęcie. Było trochę jedzenia, jakieś tańce i zabawy, ale poza tym nic wielkiego. Jednak im to w zupełności wystarczało. Tak naprawdę, to mogli by się bawić w walącej się w stodole, gdzieś na środku pustyni. Wystarczyło im po prostu swoje towarzystwo.
                – Widzę, że zrobiłeś pewne postępy, od kiedy ostatnio tańczyliśmy – powiedziała, gdy we dwójką powoli wirowali na parkiecie.
                – Twój brat udzielił mi paru ciekawych lekcji – odpowiedział spokojnie Samik.
                – Chyba raczej padłeś na kolana i wybłagałeś je u mojej bratowej – stwierdziła Ella. – Przecież Stephane ma dwie lewe nogi i obydwoje o tym dobrze wiemy.
                – Jak zwykle przejrzałaś mnie na wylot. Ciekawe czy i to zobaczyłaś – wyszeptał Guillaume po czym mocno wbił się w usta kobiety.
                Ella poczuła, jakby wokół niej coś eksplodowało. Stare uczucie na nowo wybuchło, wypełniając całe jej ciało. Zarzuciła ręce na szyję siatkarza, a jego dłoni błądziły po jej plecach.
                – Chodźmy stąd – wychrypiał, kiedy oderwali się na sekundę od siebie. Kobieta przytaknęła tylko słabo, dając się wyciągnąć z przyjęcia i zaciągnąć do pokoju, by tam kontynuować.
                Przez następne kilka godzin przypominali się sobie nawzajem, na nowo uczyli się swoich ciał, próbowali jakoś nadrobić te stracone przez głupotę lata.
                Skończyli dopiero tuz przed północą.
                – DZIESIĘĆ! DZIEWIĘĆ!– do ich uszu dobiegły pokrzykiwania ludzi kilka pięter niżej.
                  Wyjdź za mnie – powiedział nagle Samik, jeszcze raz całując Ellę.
                – Co proszę?
                – OSIEM! SIEDEM!
                – Wyjdź za mnie, Denny, tu i teraz. Jesteśmy w Las Vegas, w ciągu dwóch godzin możesz stać się moją żoną.
                – Ale Samik…
                – SZEŚĆ! PIĘĆ!
                – Proszę, cholera, nie mogę znów tego spierdolić.
                – To nie takie proste…
                – CZTERY! TRZY!
                – Danielle…
                – DWA!
                – Dobrze, zostanę twoją żoną.
                – JEDEN!
                – Kocham cię, Danny.


Miało być o Stephanie i Oskarze, wyszło zupełnie co innego. Nie wiem dlaczego, szczególnie, że miniaturkę o tamtej dwójce mam już prawie skończoną.
Ale jakoś... średnio mi się podoba.
To co przeczytaliście miało być pisane w specyficznym stylu, ale jak zwykle gdzieś mi on zniknął. Trudno, przeżyje.
Napiszcie, co sądzicie o perypetiach tej nad wyraz uroczej parki.
Zapraszam na nowy rozdział na Without you...

 På gjensyn

1 komentarz:

  1. Bardzo fajna i pozytywna miniaturka. Super się czytało, uśmiech nie schodził mi z twarzy :D

    OdpowiedzUsuń