Wbiegając do
hali Energia, przeklinała w myślach wszystko wokół. Przeklinała polskie drogi,
deszcz i swojego brata, który przez przypadek wygadał się kumplom, że kobieta
zawita do Polski, co skończyło się tym, że prawie siłą została zmuszona do
przyjazdu do Bełchatowa.
Zdała sobie
sprawę z tego, że się spóźniła i mecz zakończył się kilka minut wcześniej. Na
tablicy widniał piękny wynik trzy do zera dla Skry, na płycie boiska kręcili
się bez większego celu siatkarze Skrzatów i warszawskiej politechniki.
– Ella, tutaj! –
odwróciła się słysząc znajomy, choć dawno nie słyszany głos. Parę metrów od
niej stał Mariusz Wlazły we własnej osobie i machał opętańczo, nad głowami
kibiców.
– Cześć, Mario
– uśmiechnęła się szeroko, podchodząc do atakującego.
– Gdzie zgubiłaś
brata? – zapytał siatkarz, jednocześnie pokazując ochroniarzowi, że ta pani
jest z nim i może przejść przez bandy.
– Do Brazylii
się wybrał, mistrzostwa oglądać – odpowiedziała Ella, zgrabnie przeskakując
przez barierki. – Nie wiem do końca kiego grzyba tam pojechał, ale jeśli ma mu
to pomóc w ogarnięciu własnej psychiki, to może wyjechać nawet na Antarktydę.
Obydwoje
roześmiali się szczerze.
– Strasznie
dawno się nie widzieliśmy. Dlaczego nie przyjechałaś na mistrzostwa dwa lata
temu, ani potem?
El chciała coś
odpowiedzieć, ale w tym momencie jej wzrok napotkał zszokowane spojrzenie czyiś
zielonych oczu.
Oczu, których
miała nadzieję już nigdy nie zobaczyć.
Guillaume Samica był zirytowany. Nie dość, że przegrali mecz, nie wygrywając nawet seta, to jeszcze dwa dni wcześniej zakończył kolejny w swoim życiu związek. Nie potrafił zrozumieć, jak to jest, że wszyscy jego koledzy potrafią sobie ułożyć życie, a jemu jednemu nigdy nic nie wychodziło.
– Samik, nie
zgrzytaj tak zębami, bo sobie je zetrzesz – pouczył go Guma, widząc jak Francuz
mruczy coś do siebie, co chwilę pocierając dolnym uzębieniem o dolne.
– A weź się –
Samica miał zerową ochotę wdawania się w dłuższą dyskusje.
Pustym wzrokiem
potoczył po trybunach.
Nagle w jego
głowie zapaliła się czerwona lampka. Miał wrażenie, że widzi kogoś znajomego.
Dokładniej przyjrzał się drobnej, stojącej do niego tyłem postaci o blond
włosach, w starej, bełchatowskiej koszulce z jedenastką na plecach. Jego serce
zabiło mocniej, w duchu modlił się by się mylił.
Ale kiedy
kobieta odwróciła się, wiedział już, że wróciły do niego demony przeszłości.
– Co ty tu robisz? – zadane po francusku pytanie, które jednocześnie wypłynęło z dwóch gardeł, zawisło w powietrzu. Danielle Antiga i Guillaume Samica mierzyli się wzrokiem, a stojący wokół siatkarze zamilkli, z zainteresowaniem spoglądając na tę dwójkę.
– Pracuję –
Samik uśmiechnął się kpiącą i skrzyżował ręce na piersi. – Lepiej powiedz, co
ciebie tutaj sprowadza, Danny? Znów się bawisz w Indiana Jonesa w spódnicy?
Ella zacisnęła
ze złością pięści. Nienawidziła, gdy ktoś mówił do niej Danny i Guillaume
wiedział to doskonale, ale to nie przeszkodziło mu ją drażnić. Robił to wtedy i
robił to pięć lat wcześniej, gdy widzieli się po raz ostatni.
– Dostałam
zlecenie – wycharczała przez zęby. – A teraz przepraszam, ale nie zamierzam
sobie zepsuć tego miłego dnia – dodała po czym odwróciła się na pięcie i
odeszła, odprowadzona zdziwionymi spojrzeniami wszystkich wokół.
Jedynie
Philippe Blain wiedział o co chodzi, ale on akurat zajęty był kręceniem głową
nad głupotą młodych.
– Czy zamierzasz mi łaskawie wyjaśnić, co to kurczę było? – Guma usiadł obok Samiki.
– Niby co? –
Przyjmujący z niechęcią wyjął z uszu słuchawki.
– No to na hali.
Coś ty odwalił, chłopie? I kim była ta kobieta?
– A to! –
Guillaume z irytacją przewrócił oczami. – To tylko Danielle.
–
Danielle?
– Danielle
Antiga, siostra Stephana – odpowiedział Samica, nie spoglądając nawet na
kumpla.
Rozgrywający
spojrzał ze zdziwieniem na kumpla.
– Skoro to
siostra naszego Stephana, to dlaczego byłeś dla niej taki… oschły?
Francuz nie
odpowiedział, tylko dalej tępym wzrokiem wpatrywał się w swoją komórkę.
– Samik…
– Byłem z nią
kiedyś, okej! – wybuchnął nagle Samica. – Ale spierdoliłem wszystko, jak
zwykle! – dodał po czym znów założył słuchawki, odcinając się od całego świata.
Bo prawda była
taka, że na samo wspomnienie niebieskich oczu jego małej Danny, czuł dziwny
ucisk w żołądku. Mimo upływu tylu lat nadal działa na niego w ten cholernie
niebezpieczny sposób.
***
– Jak widać znów się spotykamy.
Ella odwróciła
się na pięcie, słysząc przy swoim uchu pseudo namiętny szept, który przebił się
przez lekki szum, panujący przy barze jednego z warszawskich klubów.
– Mnie ciebie
też miło widzieć, Samik – wykrzywiła się w sztucznym.
– Oj, Danny,
Danny, jak zawsze miła i urocza – siatkarz pokręcił głową z udawaną
dezaprobatą.
– Dla ciebie
owszem, zawsze i wszędzie – odpowiedziała. Chciała odejść, jednak powstrzymał
ją Samica.
– Zaczekaj –
Chwycił Elle za rękę. Poczuła, jak przez jej ciało przechodzi dziwny dreszcz. –
Nie możemy porozmawiać, jak cywilizowani ludzie?
– Gdy
widzieliśmy się ostatnio widzieliśmy, nie byłeś zbyt chętny do rozmów –
prychnęła Francuzka.
– Przemyślałem
to sobie, okej – mężczyzna ze zdenerwowanie przełknął ślinę. – Minęło tyle
czasu… Nie chcę mieć w tobie wroga. Bądź co bądź , jesteś siostrą mojego przyjaciela.
– Skąd ta nagła
przemiana? – kobieta uniosła podejrzliwie brew.
– Dorosłem –
wzruszył ramionami. – To co? Mogę postawić ci drinka?
– Zamierzasz
mnie upić, a potem wykorzystać?
– Próbuję być
tylko miły.
– A ja się z
tobą drażnię. Powinieneś pamiętać, że jest to jedno z moich zainteresowań –
zaśmiała się. – Ale masz racje – porozmawiajmy, jak cywilizowani ludzie.
Guillaume odetchnął
z ulgą.
– To… od dawna
jesteś w Polsce?
– Od jakiegoś
miesiąca – odpowiedziała. – Dostałam zlecenia na szukanie szlacheckich korzeni
jednego takiego Amerykanina. Nic ciekawego, ale facet za samo wzięcie sprawy,
wyłożył taką kasę, że przez rok mogłabym spokojnie żyć. Za to powiedz mi, od
kiedy grasz w Politechnice?
– Będzie już
drugi sezon. Stephane nic ci nie powiedział?
– Jakoś mu to
umknęło.
Rozmawiali tak
przez dobrą godzinę. Cały ich konflikt odszedł niepamięć, a Ella zastanawiała
się dlaczego nie pogodziła się z siatkarzem wcześniej. W końcu Samica był
naprawdę inteligentnym mężczyzną, z poczuciem humoru i dla samej przyjemności
rozmowy, mogli wcześniej zakopać topór wojenny.
– Zatańczysz? –
zapytał nagle Samik, kiedy lecąca z głośników muzyka zmieniła się na coś
wolniejszego. – Z tego co pamiętam,
tańczysz naprawdę dobrze – podał jej rękę, a ona chwyciła ją niepewnie.
Wyszli na
parkiet. Guillaume delikatnie przyciągnął kobietę do siebie, a ona oparła głowę
o jego tors. W duchu dziękowała opatrzności za muzykę, która dobrze zagłuszała
szaleńcze bicie jej serca. Mimo że upłynęło dobre pięć lat, mimo że przez ten
czas zdążyła zwiedzić cały świat, rozwiązać tysiące zagadek i poznać wielu
interesujących mężczyzn, ale jej organizm nadal reagował w taki sposób tylko w
obecności tego jednego.
Cholernego Guillaume
Samici.
– Danny –
zaczął w połowie piosenki przyjmujący. – Pojechałabyś ze mną do Las Vegas?
– Do Las Vegas?
– spojrzała na niego zdziwiona.
– Owszem –
jeszcze mocniej ją przytulił, nie pozwalając by spojrzała mu w oczy. Mogła
tylko wsłuchiwać się w jego głęboki, lekko urywany oddech. – Mam wykupioną
wycieczkę na dwie osoby. Ale ta druga osoba miesiąc temu stwierdziła, że nie jestem
godzien jej towarzystwa. Sam nie pojadę, a szkoda żeby się zmarnowało.
– Ja… – nie wiedziała
co odpowiedzieć. Rozum mówił jedno, serce wiedziało swoje. – Dobra pojadę.
– Fajnie,
Danny.
Pierwszy raz od
bardzo dawna, skrót „Danny” nie doprowadził jej do białej gorączki.
***
– Wyglądasz przepięknie.
Ella
zarumieniła się, odgarnęła za ucho kosmyk blond włosów i wygładziła błękitną
sukienkę.
– Ty też nie
gorzej – odpowiedziała, podchodząc bliżej i prowokująco przesuwając palcem po
torsie mężczyzny. Uśmiechnęła się
chytrze, widząc, jak siatkarz nerwowo zagryza wargę.
–
Idziemy? – zapytał, podsuwając jej ramię i starając się stłumić w ten sposób
lekkie drżenie głosu. Mimo że drażniła się z nim w ten sposób od par tygodni,
to on nadal nie był wstanie opanować reakcji organizmu na jej dotyk.
–
Owszem, z wielką chęcią.
Zeszli
parę pięter niżej, gdzie w hotelowej restauracji odbywało się niewielkie
sylwestrowe przyjęcie. Było trochę jedzenia, jakieś tańce i zabawy, ale poza
tym nic wielkiego. Jednak im to w zupełności wystarczało. Tak naprawdę, to
mogli by się bawić w walącej się w stodole, gdzieś na środku pustyni.
Wystarczyło im po prostu swoje towarzystwo.
–
Widzę, że zrobiłeś pewne postępy, od kiedy ostatnio tańczyliśmy – powiedziała,
gdy we dwójką powoli wirowali na parkiecie.
–
Twój brat udzielił mi paru ciekawych lekcji – odpowiedział spokojnie Samik.
–
Chyba raczej padłeś na kolana i wybłagałeś je u mojej bratowej – stwierdziła Ella.
– Przecież Stephane ma dwie lewe nogi i obydwoje o tym dobrze wiemy.
–
Jak zwykle przejrzałaś mnie na wylot. Ciekawe czy i to zobaczyłaś – wyszeptał Guillaume
po czym mocno wbił się w usta kobiety.
Ella
poczuła, jakby wokół niej coś eksplodowało. Stare uczucie na nowo wybuchło,
wypełniając całe jej ciało. Zarzuciła ręce na szyję siatkarza, a jego dłoni
błądziły po jej plecach.
–
Chodźmy stąd – wychrypiał, kiedy oderwali się na sekundę od siebie. Kobieta
przytaknęła tylko słabo, dając się wyciągnąć z przyjęcia i zaciągnąć do pokoju,
by tam kontynuować.
Przez
następne kilka godzin przypominali się sobie nawzajem, na nowo uczyli się
swoich ciał, próbowali jakoś nadrobić te stracone przez głupotę lata.
Skończyli
dopiero tuz przed północą.
–
DZIESIĘĆ! DZIEWIĘĆ!– do ich uszu dobiegły pokrzykiwania ludzi kilka pięter
niżej.
– Wyjdź za mnie – powiedział nagle Samik, jeszcze
raz całując Ellę.
–
Co proszę?
–
OSIEM! SIEDEM!
–
Wyjdź za mnie, Denny, tu i teraz. Jesteśmy w Las Vegas, w ciągu dwóch godzin
możesz stać się moją żoną.
–
Ale Samik…
–
SZEŚĆ! PIĘĆ!
–
Proszę, cholera, nie mogę znów tego spierdolić.
–
To nie takie proste…
–
CZTERY! TRZY!
–
Danielle…
–
DWA!
–
Dobrze, zostanę twoją żoną.
–
JEDEN!
–
Kocham cię, Danny.
Miało być o Stephanie i Oskarze, wyszło zupełnie co innego. Nie wiem dlaczego, szczególnie, że miniaturkę o tamtej dwójce mam już prawie skończoną.
Ale jakoś... średnio mi się podoba.
To co przeczytaliście miało być pisane w specyficznym stylu, ale jak zwykle gdzieś mi on zniknął. Trudno, przeżyje.
Napiszcie, co sądzicie o perypetiach tej nad wyraz uroczej parki.
Zapraszam na nowy rozdział na Without you...
På gjensyn
Bardzo fajna i pozytywna miniaturka. Super się czytało, uśmiech nie schodził mi z twarzy :D
OdpowiedzUsuń